Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jednocześnie przeprowadzona na zlecenie „Gazety Wyborczej” analiza pokazała, że dotychczasowe straty są szczególnie silne wśród wyborców o poglądach prawicowych. Wyborców, którzy nawet dziś stanowią większą część elektoratu PO.
Drugim faktem jest wystąpienie premiera na Radzie Krajowej partii, zapowiadające powrót „polityki miłości” i „strategii małych kroków” – czyli raczej obronę status quo i straszenie opozycją niż ponowne dopuszczenie do tego, by to opozycja straszyła wyborców planami rządu.
Wielu polityków PO wini za spadek notowań reformę emerytalną. Jednak w minionym półroczu zdarzyło się dużo więcej. Przesadzona obawa przed stratami na lewym skrzydle oraz mylna interpretacja prób wykorzystania przez PiS tożsamości katolickiej jako politycznej broni doprowadziły do napięć z Kościołem. Zamieszanie z refundacją leków czy opóźnienia inwestycji postawiły pod znakiem zapytania sprawność rządzenia. Do tego premier występował w roli reformatora-twardziela, zamiast pozostawić to – jak w przypadku deregulacji – w rękach współpracowników, dla siebie rezerwując rolę tego, który generalnie popierając zmiany, troszczy się o to, by nie były bolesne. To byłoby bardziej zgodne z jego osobowością i dotychczasowym społecznym odbiorem. A tak zachwiał własną wiarygodnością, dostarczając przeciwnikom argumentów na rzecz starych tez o wilku w owczej skórze. Tak rzecz ujmując, reforma emerytalna nie musiała być błędem strategicznym, lecz tylko taktycznym. Zaś przyczyny osłabienia PO są dalekie od jednoznaczności.
Rzecz byłaby mniej warta uwagi, gdyby nie to, że błędne interpretacje przyczyn kłopotów mogą sprowadzić kolejne kłopoty. Nie tylko na partię – także na kraj. Czekającym nas wyzwaniom – ekonomicznym czy demograficznym – nie da się przecież sprostać, udając, że ich nie ma.