Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
- Jeśli ktoś patrzy tylko na stronę zewnętrzną, to ma przed sobą rzeczywiście smutny widok, ale kiedy nasz wzrok nie zatrzymuje się na powierzchni, wówczas możemy zetknąć się z zaskakującą siłą duchową - próbowałem tłumaczyć.
Taki właśnie paradoks Kościoła uosabiał Jan Paweł II aż do ostatniego, niemego gestu z okna swego apartamentu. W świecie tylu płytkich słów i tylu wymuskanych manekinów życia politycznego także owa niemota i bolesna kruchość były wymownym przesłaniem. Nasz starzejący się świat zakrywa starość i umieranie parawanami instytucji, a śmierć banalizuje w filmowych horrorach - i nagle widzi człowieka, który żegna się z nami milczącym gestem błogosławieństwa, ponieważ wie, że - niech mi będzie wolno posłużyć się tytułem jednej z jego książek - “przekracza próg nadziei".
Jan Paweł II był przez ćwierć wieku znakiem nadziei, tego jakże cennego mienia, również w sensie czysto doczesnym. Nigdy żaden papież nie miał tak wyraźnego wpływu na przebieg życia politycznego w skali światowej. Z moralnej i psychologicznej atmosfery jego pierwszej wizyty w ojczystym kraju, Polsce, zrodził się ruch “Solidarności", który po raz pierwszy przełamał monopol władzy w bloku sowieckim. Papieskie marzenie o wspólnym europejskim domu (przejęte później przez Gorbaczowa), o “Europie od Atlantyku po Ural", “Europie oddychającej dwoma płucami", zachodnim i wschodnim, przesuwało granice postrzegania naszego kontynentu i zachęcało, by tę odważną wizję przekształcić stopniowo w rzeczywistość polityczną. Akcentowanie praw człowieka, o które Papież wzbogacił katolicką naukę społeczną, szczęśliwie współbrzmiało z priorytetami ówczesnej amerykańskiej polityki zagranicznej i z filozofią polityczną wschodnioeuropejskich dysydentów. W czasie jego pontyfikatu Kościół katolicki mocno zaangażował się w proces przechodzenia drogą pokojową od systemów autorytarnych do demokracji - czy to na Filipinach, w Chile, czy w Polsce.
Wezwania do odpowiedzialności za naturalne środowisko życia dopełnił ideą “humanistycznej i społecznej ekologii": trzeba troszczyć się także o te struktury, które przekazują wartości i w ten sposób umożliwiają rozwój osoby ludzkiej - w pierwszym rzędzie o rodzinę.
Człowiek, którego świat słuchał
Żadnego z papieży w dwutysiącletniej historii chrześcijaństwa nie słuchało tylu ludzi i to nie tylko dzięki jego osobistemu charyzmatowi i podróżom po całym świecie - chyba żaden człowiek w dziejach ludzkości nie włożył tyle energii, by osobiście spotkać się z tyloma ludźmi różnych kultur - ale także ze względu na treść jego przesłania. Nawet gniewna krytyka jego poglądów świadczyła o tym, że ludziom nie jest obojętne, co papież mówi. W czasach nieodpowiedzialnej manipulacji ludzkim życiem niezmordowanie bronił świętości życia każdej osoby, również w jego najbardziej kruchych formach; jestem głęboko przekonany, że kiedy ludzkość przyswoi sobie wiedzę o współczesnej genetyce, również ta, być może najbardziej kontrowersyjna część papieskiego przesłania, dotycząca aborcji, eutanazji, eksperymentów z embrionami i klonowaniem, zostanie uznana za głos proroczy.
Cywilizację, oszołomioną możliwościami technicznymi, nieustannie prowokował przestrogami: nie wszystko to, co możemy (potrafimy), wolno nam i powinniśmy robić. W przeciwieństwie do uładzonych wystąpień polityków, którzy mówią ludziom to, co chcą usłyszeć, miał odwagę przypominać niepopularną, wymagającą prawdę Dekalogu.
Żyjemy w świecie, gdzie konserwatyzm często zamienia się w sekciarstwo demonizujące ludzi “inaczej wierzących", a progresizm - w łatwe kokietowanie najnowszej mody. Temu papieżowi udało się zrealizować to, czego nasze czasy najbardziej potrzebują: połączyć odpowiedzialność za tradycję z odważną otwartością na przyjęcie najistotniejszych wyzwań epoki.
Jako stosunkowo młody biskup był Karol Wojtyła aktywnym uczestnikiem Soboru Watykańskiego II, który postanowił zintegrować liczne wartości kultury współczesnej z myślowym bogactwem Kościoła i który wyraził chęć nawiązania dialogu z innymi chrześcijanami, religiami niechrześcijańskimi, a także ateizmem. Pontyfikat Jana Pawła II przypadł na okres pewnego wyciszenia posoborowego entuzjazmu. Sobór pogodził Kościół ze świeckim humanizmem, ale nie przygotował go na zaskakujące ogólnoświatowe ożywienie religijne w ostatnim ćwierćwieczu XX wieku. Czołowe religie świata - poczynając od islamu - zaczęły odgrywać coraz ważniejszą rolę w życiu publicznym, młode pokolenia zatęskniły za duchowością, ale zaczęły jej szukać raczej poza granicami tradycyjnego chrześcijaństwa; zachodnią inteligencję zainspirowały wschodnie nurty religijne, będące w krajach swego powstania często w stanie upadku. Rygorystyczni obrońcy tradycji w obliczu zmian w Kościele wpadli w panikę i zaczęli przygotowywać się do kontrofensywy.
Na drodze do ekumenizmu
“Papież ze Wschodu" w wielu sprawach zdecydowanie kontynuował linię Soboru. Poczynił zwłaszcza nowe kroki na drodze do ekumenizmu - przypomnijmy wystąpienie z okazji jubileuszu Marcina Lutra, bezprecedensowe wyjście w stronę judaizmu (włącznie z nawiązaniem stosunków dyplomatycznych z Izraelem), a zwłaszcza pamiętne zgromadzenie przedstawicieli religii światowych w Asyżu.
Rehabilitując Galileusza zasypał w sposób symboliczny przepaść nowożytnej schizmy pomiędzy wiarą a nauką. W jednej ze swoich encyklik (“Fides et ratio") ostrzegał: wiara pozbawiona rozumu, podobnie jak rozum pozbawiony wiary, są jednostronne i mogą być niebezpieczne.
Z drugiej strony, przez swoją większą skłonność do tradycjonalizmu oraz spowolnienie niektórych reform wewnątrzkościelnych usiłował ową znerwicowaną część Kościoła wyprowadzić z posoborowej traumy i izolacji. Sprawa “wewnątrzkościelnego ekumenizmu" okazała się najtrudniejsza.
Grupa tradycjonalistów, z arcybiskupem Lefebvrem na czele, nie zadowoliła się ustępstwami i wywołała otwartą schizmę, inna z kolei grupa zaczęła sobie Papieża przywłaszczać. Niektórzy “progresiści" uznali wtedy Jana Pawła II za swojego wroga i przystąpili do utrwalania jego medialnego wizerunku jako papieża konserwatysty.
W tej sytuacji Jan Paweł II zaczął szukać coraz silniejszego oparcia w niektórych ruchach świeckich, wskutek czego napięcie w Kościele jeszcze się pogłębiło i w niektórych krajach zaczyna niebezpiecznie przypominać okres tuż przed Reformacją. Przed nowym papieżem staje więc niezmiernie trudne zadanie nieidentyfikowania się w sposób jednoznaczny z żadnym z obu skrzydeł i szukania w obu “obozach" sojuszników zdolnych do porozumienia. Niezależnie od tego, kto po tak długim i wyrazistym pontyfikacie jednej z najbardziej charyzmatycznych postaci na Stolicy Piotrowej zostanie nowym papieżem, zapewne nikt nie będzie mu zazdrościć misji sternika Kościoła.
Być może spełni się przepowiednia jednego z papieskich biografów, że Jan Paweł II zapisze się w trwających już dwa tysiąclecia, choć przecież wcale nie zakończonych, dziejach Kościoła - podobnie jak kilku jego poprzedników z czasów chrześcijańskiej starożytności - jako papież z przydomkiem Wielki.
Przeł. Andrzej Babuchowski
Ks. Tomáš Halík jest teologiem, filozofem i psychologiem; prezydentem Czeskiej Akademii Chrześcijańskiej. Wiele razy, także prywatnie, spotykał się z Janem Pawłem II. W 2004 r. nakładem WAM ukazała się jego książka “Co nie jest chwiejne, jest nietrwałe". Powyższy tekst został opublikowany w dzienniku “Mlada Fronta Dnes".