Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Informację przekazała wiceszefowa Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska Magdalena Gosk, podsumowując ją słowami: „Polska nie jest śmietnikiem Europy”. Nigdy jednak nie była. W ostatniej dekadzie rekordowe były lata 2018 i 2019, kiedy do Polski przyjeżdżało (głównie z Niemiec) ponad 400 tys. ton odpadów, niewiele więcej niż teraz. Te same Niemcy w 2020 r. ściągnęły do siebie wielokrotnie więcej
– 5,1 mln ton odpadów według danych Eurostatu. Import w milionach ton liczy się jeszcze w Holandii, Szwecji i Belgii, a rekordzistką jest Francja – 6,1 mln ton śmieci, 20 razy więcej niż dzisiaj Polska.
Eksperci wymieniają kilka przyczyn spadków. Pierwsza: coraz więcej płacimy za nasze śmieci, więc biznes importu z zagranicy stał się mniej dochodowy. Druga: lepiej zbieramy i przetwarzamy surowce wtórne, więc nie potrzebujemy tyle prostych recyklatów (np. plastiku) ściągać z zagranicy. I trzecia: kluczowy rok 2018, kiedy wprowadzono całkowity zakaz przywozu do Polski śmieci przeznaczonych do unieszkodliwienia np. w spalarniach śmieci. Miliony ton odpadów (zwłaszcza komunalnych) importowanych przez Niemcy, Francję i Holandię kończą właśnie w spalarniach. My nie mamy do tego infrastruktury, a przepisy zmieniono po fali pożarów, kiedy śmieci płonęły na składowiskach zamiast w spalarniach.
CO SIĘ DZIEJE Z NIESPRZEDANYM JEDZENIEM
To nie znaczy, że nie mamy problemów. Statystyki obejmują jedynie legalne transporty, z nielegalnymi służby walczą od kilku lat, ale coraz skuteczniej. Za niewłaściwą gospodarkę odpadami obowiązują wysokie kary: nawet do 10 lat więzienia i milionowe grzywny, a w lutym zeszłego roku przewóz śmieci został objęty systemem nadzoru SENT, tak samo jak transport alkoholu, tytoniu i paliwa. Dzięki niemu przez 14 miesięcy wykryto 800 transportów przewożących łącznie 10 tys. ton śmieci niezgodnie z prawem.