Podróż pytań

C.S. Lewis ofiarował nam opowieści, które pozwalają nurkować w nie jak w samą Narnię. Pokłady znaczeń, sensów i płaszczyzn interpretacyjnych. Są jednak rzeczy, o których warto pamiętać, kiedy przeprowadza się prostą analogię między Aslanem a Chrystusem.

16.01.2006

Czyta się kilka minut

Georgie Henley (Łucja) /
Georgie Henley (Łucja) /

Bohaterowie Kronik Narnijskich bez wątpienia wiedzą - całym życiem wiedzą - że Narnia istnieje. Wiedzą o tym także ci spośród czytelników, którzy myślą o sobie jako o Narnijczykach z ducha. Niemniej, choć ta wiedza jest dla nich pewna, mieliby trudności z jednomyślną lokalizacją Narnii na mapie. Nie mówimy teraz o mapie fizycznej, ani tym bardziej administracyjnej, ale o lokalizacji duchowej, i to takiej, która stanie się dla nas, Narnijczyków, mapą rozwoju duchowego, mapą podróży, w którą ruszamy niczym wędrowcy do świtu.

Mapa znanego i nieznanego

Dziwna to mapa, która za współrzędne ma jednocześnie znane i nieznane. Połączone są jednym: pięknem i dobrem samego odczucia, kiedy się o tych współrzędnych dowiadujemy. Gdy rodzeństwo Pevensie pierwszy raz słyszy imię Aslana, doznaje wzmocnionego poczucia obcowania z czymś, co jest w nich od zawsze: "Na dźwięk imienia Aslan każde z dzieci poczuło, jakby mu coś drgnęło w sercu. Edmund odczuł falę tajemniczego lęku. Piotr stał się nagle wyjątkowo dzielny i żądny przygód. Zuzanna poczuła, jakby ją ogarnął jakiś cudowny zapach albo jakaś zachwycająca, słodka melodia. A uczucie, które przeniknęło Łucję, podobne było do tego, gdy ktoś budzi się rano i zdaje sobie sprawę, że jest pierwszy dzień wakacji albo początek lata".

To także coś otwierającego na upragnione nienowe-nowe. Dla Ryczypiska tym czymś jest prastara pieśń śpiewana mu przez nianię, jedyny - jakże niekonkretny - konkret: "Gdzie się niebo z wodą spotka / Gdzie się fala robi słodka / Ryczypisku, bez wątpienia / Spełnisz wszystkie swe pragnienia / Tam jest Ostateczny Wschód". Dzielna mysz podąży za tym pragnieniem wejścia w piękne i dobre nieznane w sposób ostateczny i nieodwołalny: "Ja już postanowiłem. Jeśli będę mógł, to popłynę na wschód na pokładzie »Wędrowca do Świtu«. Jeśli sprawicie mi zawód, powiosłuję na wschód w moim czółnie. Jeśli czółno zatonie, popłynę na wschód za pomocą moich łap. A kiedy nie będę już w stanie płynąć dalej, jeśli nie dotrę do krainy Aslana lub jakiś niezmierzony wodospad wyrzuci mnie gdzieś poza krawędź świata, zatonę z nosem zwróconym tam, gdzie wschodzi słońce". Kto raz przeczuł, o czym tu mowa, ten, podobnie jak Ryczypisk, do ostatniego tchu będzie płynął ku swojemu ostatecznemu upragnionemu.

Gdzie wschodzi słońce?

Czy nie kusi nas wobec tego stwierdzenie, iż Narnia jako kraina ostateczna jest wszystkim? Jest słońcem, które ma oświetlać drogę nie tylko nam, ale także innym, dla których chcemy tak dobrze? Jedynym drogowskazem, który jest gwarancją Dobrego Istnienia? Zwróćmy jednak uwagę, że Autor powołał do życia także inne krainy, alternatywne dla Narnii przestrzennie i czasowo: Archenlandię, Telmar, Ettinsmoor, Kalormen, Krainę Olbrzymów, Południowe Morza, Wyspy Samotne - światy naziemne, podziemne, podmorskie, otaczające Narnię lub znajdujące się na drodze ku Końcu Świata, czyli do samego Ostatecznego Wschodu.

Możemy zapytać o prawa, na jakich istnieją. Czy zachodzi między nimi jakaś hierarchia względem funkcjonowania w nich "dobra", stopień "aslanizacji", który uprawomocnia sens ich istnienia? Nie jest to sprawa prosta. Większość z nich to kraje dobrze rozwijające się, pozostające z Narnią w przyjaźni, jak np. Archenlandia, inne przechodzą różne fazy: od lat niewinności przez złoty wiek rozkwitu do schyłku naznaczonego oczywistym złem, jak np. Charn. Przybyłe do nich nieszczęście jest różnej proweniencji: od zła "osobistego wyboru" do zła predestynacji, zła zastanego, wyprzedzającego ludzkie decyzje. Tak się stało z Pierwszą Narnią, która u końca swoich czasów okaże się tylko bladym odbiciem Narnii Prawdziwej i w efekcie nie aż tak bardzo inna od pozostałych krain, które prowadziły - z różnym skutkiem - walkę o przetrwanie.

Naszym bohaterom dane jest poznać Narnię w jej różnych odsłonach. Dane jest im poznać także inne światy, w tym nawet zagadkowe miejsce sprzed Istnienia - Las Między Światami, pełen sadzawek, które do tych światów prowadzą. Decyzja, by je poznać, należy do samych bohaterów. Mogą wybrać życie znane (choć wcale nie tak bardzo bezpieczne) albo podjąć ryzyko. Ruszają, uruchamiając lawinę zdarzeń i (być może) umożliwiając Aslanowi Wypełnienie Dziejów. Nikt nie wie, co dla nich najlepsze. "Dziecko - powiedział Aslan - czy już kiedyś ci nie mówiłem, że nikt nigdy nie może powiedzieć, CO BYŁOBY GDYBY?".

Poznają światy, w których słońce wschodzi, zachodzi lub świeci w najlepsze. Świeci wszędzie, nawet tam, gdzie czarownica wmawia Rilianowi, że to zwykła lampa, która udaje mityczne słońce. Świeci dla różnych światów, różnych historii, niepowtarzalnych odsłon istnienia. Żadne nie jest wyższe nad drugie i żadne nie ma prawa ingerencji w historię drugiego. Gdy Arawis ciekawa jest dalszych losów przyjaciółki, dostaje taką odpowiedź: "Opowiadam ci Twoją historię, nie jej. Każdemu opowiadam tylko o nim samym". Cudze historie są integralne i pełnowartościowe, niezależnie od tego, gdzie i jak się spełniają.

Czym jest zło?

Jak widać, to właśnie zło jest czynnikiem decydującym o kondycji poszczególnych światów. Zwróciliśmy już uwagę, że nie zawsze jest ono wynikiem indywidualnych decyzji. Do Narnii zostaje przywleczone przypadkiem - czarownica Jadis chwyta się kurczowo Digory'ego bez jego zgody i tak wespół wędrują do niepowstałej jeszcze Narnii. Można oczywiście stwierdzić, że to i tak wina chłopca, bo gdyby nie uderzył w dzwon, nie obudziłby Jadis, ale droga takich eliminacji zaprowadzi nas donikąd - zawsze bowiem nasze wybory obarczone są ryzykiem niepowodzenia.

Czy zło leży już u podstaw podejmowania decyzji? Równie dobrze można zarzucić Aslanowi, że w swej mądrości pozwolił dziejom "dokonać się" - taką podjął decyzję i dzieje "wykonały się". Wszak to on stworzył światy, z których pochodzi ród Jadis, pozwolił, by szkatułka z proszkiem, który ma moc przenoszenia do Lasu Między Światami, dostała się w niepowołane (?) ręce. A może one również były częścią planu Aslana? "To ja byłem tym lwem, który zmusił cię do spotkania Arawis. Ja byłem tym kotem, który dotrzymywał ci towarzystwa między domami zmarłych. (...) I chociaż tego zupełnie nie pamiętasz, ja byłem lwem, który popychał łódkę, w której leżałeś - bliskie śmierci niemowlę - by dopłynęła do brzegu, gdzie był człowiek obudzony o północy, aby cię zabrać".

Bohaterowie Narnii posiadają różną moc, także moc posługiwania się złem. Od zła codziennego, którym jest niedobre traktowanie innych, jak w przypadku Edmunda czy Eustachego, zło zaniechania wiary dzieciństwa, jak to się dzieje u nastoletniej Zuzanny, aż po olbrzymią moc Żałosnego Słowa, jaką dysponuje Czarownica. Ta ostatnia posługuje się magią - czarną magią - ale i Aslan posługuje się czarami, tyle że prastarymi, najbardziej zasadnymi - magią białą. Czarownica jest po części ze świata mocy Aslana i dlatego tak strasznie boi się jego pieśni stwarzającej Narnię, gdyż rozumie tę pieśń. Sam Aslan również nie jest pozbawiony przymiotów grozy: "Połykałem już dziewczynki i chłopców, kobiety i mężczyzn, królów i cesarzy, miasta i państwa" - powie Julii, gdy ta obawia się przejść obok niego do strumienia, śmiertelnie spragniona, i doda: "A więc umrzesz z pragnienia", gdy dziewczynka swe obawy powtórzy. Aslan nie zawaha się też boleśnie zranić Arawis, gdy ta nie wykona należycie swego zadania.

Naszym, autorów, osobistym pytaniem jest też sens podziału na zwierzęta mówiące i niemówiące, i wiążące się z tym okrutne (jak na Narnię) przyzwolenie na zjadanie tych ostatnich. Inną dręczącą nas kwestią jest okrucieństwo, z jakim Aslan pozwala żyć Digory'emu bez nadziei na uzdrowienie matki. I mimo że później lew zapłacze nad chorą kobietą, że szansę na życie złoży w ręce jej syna - pozwoli mu przeżyć ów moment grozy opuszczenia.

Warto o tym wszystkim pamiętać, kiedy - jak to w związku z pojawieniem się ekranizacji Narnii czyniono wielokrotnie - przeprowadza się prostą analogię między Aslanem a Chrystusem. To nie jest proste analogiczne podstawienie czy podmiana "języka przekazu". To, co przedstawia Lewis, jest własnym rozumieniem, zaskakująco łączącym motywy wiary i motywy pochodzące z doświadczenia człowieka, który do nas mówi (a w pewnym sensie także z naszego własnego doświadczenia).

Dzieci i dorośli: rozmawiamy

Kiedy Łucja dowiaduje się, że Piotr i Zuzanna już nie wrócą do Narnii, pyta Piotra, jak może to znieść. "No cóż, myślę, że jakoś to zniosę - odpowiada Piotr. - Wszystko wygląda trochę inaczej, niż myślałem. Zrozumiecie to, kiedy nadejdzie wasz ostatni raz". Nie mieści się to w głowie Łucji, małej dziewczynki, która Narnię i jej prawa ukochała nad wszystko. Dla której mit się nie kończy. A jednak Autor nie oszczędza jej tego, jak nie oszczędza bolesnych przeżyć innym bohaterom. Dlaczego pisarz nie idzie popularną ścieżką "osładzania", ugrzeczniania dzieciom opowiadanych im historii? Tę tajemnicę objaśnia w eseju dołączonym do brytyjskiego wydania narnijskiego cyklu: "O trzech sposobach pisania dla dzieci".

Tekst to niezwykle ważny, jego znajomość przydałaby się nie tylko tym, którzy mówią do dzieci. To program pozytywnego i odpowiedzialnego traktowania drugiego człowieka - z całą właściwą mu wolnością. "Dziecka jako czytelnika nie należy ani traktować protekcjonalnie, ani idealizować - należy rozmawiać z nim jak człowiek z człowiekiem. Ale najgorszym nastawieniem jest podejście profesjonalne, które traktuje dzieci jako bryłkę jakiegoś surowca, który trzeba obrobić. Musimy oczywiście starać się nie zrobić im krzywdy. Czasami możemy, z pomocą Wszechmocnego, mieć nadzieję na zrobienie czegoś dla nich dobrego. Ale tylko takiego, jakie zakłada traktowanie ich z szacunkiem. Nie wolno nam wyobrażać sobie, że jesteśmy Opatrznością albo Przeznaczeniem" (przeł. Dominika Kurek; cały esej wydrukujemy za tydzień w dodatku "Książki w Tygodniku" - red.).

Lewis twórczości dla dzieci nie traktował założeniowo - nie opracowywał modelu zwracania się do mniej rozwiniętych i mniej inteligentnych istot - ani treściowo, ani metodycznie. Twórczość winna bronić się sama, nie ma osobnej (w znaczeniu: uboższej) literatury dla dzieci, jest po prostu dobra literatura, która poprzez stawianie wymagań inteligencji i wyobraźni dziecka, pozwala mu się rozwijać naturalnie, nie w sztucznie wykreowanym świecie idealnego dobra bez ryzyka i walki o własną i cudzą pomyślność.

Nie chodzi o modelowe dostarczanie modelowemu młodemu odbiorcy opracowanej papki, jak to czyni opisany przez autora sposób pierwszy, ani - jak to pozornie rozwiązuje sposób drugi - dostosowanie owej papki do potrzeb konkretnego dziecka. O trzecim niech nam opowie sam Lewis: "jedyny, którego mógłbym sam używać, polega na opowiadaniu historii dla dzieci, ponieważ historia dla dzieci jest najlepszą formą dla tego, co chcemy powiedzieć - tak jak kompozytor mógłby napisać marsz pogrzebowy nie dlatego, że zbliża się pogrzeb znanej osobistości, ale dlatego, że przyszły mu na myśl pewne rozwiązania muzyczne, które najlepiej pasują do tej formy. Tę metodę można stosować także do innych rodzajów literatury dziecięcej, nie tylko do opowiadań. Usłyszałem kiedyś, że Arthur Mee nigdy nie miał do czynienia z dziećmi i nigdy nie miał na to ochoty. Był to, jego zdaniem, po prostu zbieg okoliczności, że chłopcy lubią czytać to, co on lubił pisać. Ta anegdota nie musi być prawdziwa, ale dobrze ilustruje to, co mam na myśli".

Pełne pole wolności: i twórczości, i odbioru. Jak autor, tak i dziecko jest człowiekiem wolnym. To również gwarancja tego, że literatura, którą czytają dzieci, nie jest wyłącznie literaturą dziecięcą, przykrojoną do ich "ograniczonego" mentale. Istnieje ludzkie mentale, kształtujące się wobec dobra i zła, tak jak istnieje ludzka literatura, która wtedy jest odpowiedzialna, gdy od powagi dobra i zła nie ucieka.

Dlaczego tak?

C.S. Lewis ofiarował nam opowieści, które pozwalają nurkować w nie jak w samą Narnię. Pokłady znaczeń, sensów i płaszczyzn interpretacyjnych. Jak w Lesie Między Światami - możemy decydować się na podróż kolejnymi sadzawkami. Odczytać jednorodnie i w sposób okrojony - szukając gotowych odpowiedzi, lub zdecydować się na podróż trudniejszą - podróż pytań. Pytań o sens(y) różnic: w imionach Boga, egzystencjach światów, rodzajach i koniecznościach wyborów, wreszcie wybiegnięć do dobra i zła.

Stało się to możliwe być może dlatego, że i osoba Autora nie była i nie jest wdzięcznym modelem na sztandary jakiejkolwiek grupy wyznaniowej czy światopoglądowej. Początkowo ateista, później świadomy (ale mocno krytyczny) anglikanin, ożeniony z rozwódką - wszystko to dobitnie ujawniło się w konflikcie z "wzorcowym" katolikiem Tolkienem, który nie mógł wybaczyć swemu przyjacielowi, że nie jest katolikiem właśnie, że ożenił się z rozwódką (kiedyś również ateistką), i jeszcze że... słabo pisze. A przecież, jak pisał Lewis w "Czterech miłościach": "Naszym przyjacielem może być człowiek, który się z nami zgadza na to, że pewne problemy, lekceważone przez innych ludzi, są jednak bardzo ważne. Nie potrzebuje się on z nami zgadzać co do sposobu ich rozwiązania".

Każdy z powodów rozpadu tak dobrze rokującej przyjaźni winien być dla nas wszystkich ostrzeżeniem i upomnieniem. Także dlatego czytajmy "Opowieści z Narnii".

Opowieści nie tylko dla dzieci. Bowiem nie tylko dzieci szukają Narnii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 04/2006