Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Anna Dziewit-Meller dopomina się o uznanie śląszczyzny za język. Wywody autorytetów, którymi się podpiera, stoją w sprzeczności z opiniami ludzi, którzy na ten temat wiele rozpraw napisali, płuca wygadali, a zatrudniają ich renomowane polskie uczelnie.
I rzecz nie w tym, że owi naukowcy – zasilający m.in. Radę Języka Polskiego – są przeciwni nobilitacji mowy najpierwszej. Oni, ze mną włącznie, choć ja do naukowego autorytetu broń Boże nie aspiruję, jesteśmy za wszechstronną ochroną śląszczyzny. Jesteśmy za tym, by nie tylko przetrwała, ale by zachowała swój walor wszechstronności – różnorodność brzmień, mnogość synonimów, a nade wszystko melodię tak pięknie odróżniającą godającego rybniczanina od np. rządzącego opolanina.
I niech mi nikt nie próbuje udowadniać, że tylko język jest w stanie ochronić śląską godkę, i że tylko parlamentarzyści przez podniesienie ręki spowodują, iż śląszczyzna przetrwa. Wprost przeciwnie: to będzie jej grób. Wiedzą o tym nauczyciele, naukowcy, a przede wszystkim sami Ślązacy, którzy tę swoją różnorodność dostrzegają i są z niej dumni. Także ci, którzy od blisko trzydziestu lat stają w szranki konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku”. Przewinęło się ich przez ten konkurs ponad dwa tysiące, i nikt nigdy nie wspominał o tym, co apologeci języka śląskiego nazywają kodyfikacją.
A mówi się na tym, jak to sami uczestnicy określają, „Święcie Ślązaków” o różnych sprawach: o mądrości nieuczonych starzyków, o czasach zamierzchłych i współczesnych, o polityce, szkole, rodzinie, a także o tej mowie, którą się posługują. I wiele razy proszą mnie, wręcz nakazują: „Niech pani godo w radiu, co by nie zniszczyli naszyj godki, albo niech panią Pon Bócek broni, co by pani dźwigła w Senacie ręka za tym językiem”.
Rozumiem, że wszystkim nam chodzi o to, by przetrwała mowa, którą posługiwaliśmy się w dzieciństwie, bądź nadal jest ona obecna we wzajemnym porozumiewaniu się.
Ale lekarstwem na to nigdy nie będzie zadekretowany język. On urodę i różnorodność naszych gwar zniszczy.