Odbudowa sporu

Minęło 70 lat od wojny, która obróciła Warszawę w ruinę. Stolica odrodziła się w kształcie, który wciąż rozpala emocje. Pokazuje to wystawa Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Muzeum Warszawy.

25.10.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. MATERIAŁY PRASOWE MSN
/ Fot. MATERIAŁY PRASOWE MSN

Powietrze jest gęste od dymu tytoniowego i pomysłów. W ciasnej oficynie, zaadaptowanej naprędce na biuro, grupa obszarpańców pochyla się nad mapą miasta. Arkusz w kolorze czerwonej cegły przypomina abstrakcyjny obraz. Zaznaczono na nim cztery typy zabudowy: całkowicie zburzonej, wypalonej, częściowo zniszczonej i zachowanej. „Powstające w pośpiechu pogotowie architektoniczno-budowlane”, jak nazwie je Bohdan Lachert, głowi się, jak by tu zapewnić jak najwięcej mieszkań w ocalałych budynkach. Warszawiacy wracają do miasta i nie mają gdzie się podziać.

„Pokój nieopalany, zimny, nie zawsze jest się gdzie umyć, posiłki o najfantastyczniejszych porach w różnych przygodnych stołówkach. Czasem na cały dzień musi wystarczyć kawałek czarnego chleba i kubek herbaty. Wieczorem prace i narady przy skąpym świetle świeczki. I od rana do późnej nocy przewijające się przez ten pokój tłumy osób” – zapisuje Roman Piotrowski, kierownik tej placówki, nazywanej Biurem Odbudowy Stolicy. Pierwszą siedzibę ma w kamienicy przy ul. Kowelskiej, w prawobrzeżnej Warszawie.

Inny uczestnik tamtych narad, Jan Knothe: „Bezrobotni przez sześć lat architekci poczuli napływ nowych sił i fantazji. (...) Teraz – mówiono sobie – można zbudować nową, wspaniałą Warszawę. (...) Pracowano z zapałem i oddaniem sprawie. Temperamenty artystyczne i miastotwórcze »wyżywały się« na papierze. Po skończonym dniu pracy i pobraniu z magazynu kolejnego przydziału twórcy »urbanistycznej wizji przyszłej Warszawy« wędrowali ciemnymi i zagruzowanymi ulicami do zimnych i ciemnych mieszkań”.

Biuro szybko się rozrasta. W kwietniu 1945 r. BOS zatrudnia 200 osób: architektów, studentów, techników. Przenoszą się do centrum, adaptując na główną siedzibę zrujnowaną willę przy ul. Chocimskiej. W innych dzielnicach Warszawy powstają kolejne pracownie. We wrześniu 1945 r. dają pracę już 1400 fachowcom. Najczęściej powtarzane w tym gronie pytanie brzmi: odtwarzać, ile się da, czy wyburzać zniszczone i tworzyć miasto od nowa? Zaczynają się spory. Moderniści prą ku idei stolicy nowoczesnej, corbusierowskiej. Zbyt długo karmili się marzeniami, teraz liczą, że nowa władza, z którą ideowo jest im po drodze, nie będzie się sprzeciwiać.

Warszawiacy mówią o nich złośliwie: „Boże, Odbuduj Stolicę”. Złoszczą ich niekończące się, abstrakcyjne rozważania o przyszłym kształcie miasta, toczone gdy społeczeństwo koczuje w zawilgoconych norach. Drażni biurokratyczna machina: bez zgody Biura nie można praktycznie nic zdziałać.

Innowatorzy i konserwatyści

Szerokiej dyskusji, uwzględniającej rozmaite aspekty powojennej rekonstrukcji, jak dotąd zabrakło – i być może to jest główny powód zainteresowania, jakie budzi wystawa „Spór o odbudowę”, urządzona przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Muzeum Warszawy w opustoszałym budynku mieszczącym do niedawna liceum im. Hoffmanowej. Dotychczasowa narracja przeciwstawiała mit „Paryża Północy” temu, co powstało na jego gruzowisku wskutek decyzji podjętych przez architektów o modernistycznych tendencjach, świadomie pozbywających się resztek przedwojennego dziedzictwa. Na opinii o nich cieniem kładł się flirt lub wręcz współpraca z komunistycznym systemem.

Dziesięć lat temu, w rocznicę powołania Biura Odbudowy Stolicy, Zespół Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warszawy urządził happening, który pokazywał szkodliwość działalności tej instytucji. W reakcji członkowie Stowarzyszenia Architektów Polskich zainicjowali debatę, jednak miała zasięg głównie środowiskowy. Dopiero teraz, na fali coraz większego zainteresowania Warszawą, jej najnowszą historią i architekturą – zwłaszcza wśród 20-40 latków, którzy spoglądają na nią okiem wolnym od uprzedzeń, często jako przyjezdni – zagadnienie odbudowy mogło wrócić w nowej odsłonie.

Takie podejście przynosi sporo zaskakujących wniosków. Przede wszystkim przypomina, że spór o odbudowę stolicy nie zaczął się dopiero po wyzwoleniu. Do pierwszego zderzenia zwolenników tworzenia nowych form z orędownikami podtrzymania dotychczasowego stanu zabudowy doszło już w 1941 r. Działająca przy zarządzie miasta Komisja Rzeczoznawców Urbanistycznych, koordynująca pracę tworzących konspiracyjnie architektów i urbanistów, debatując nad przyszłym planem stolicy opowiedziała się za modernistyczną wizją. Postulowała zostawienie jednej dzielnicy zabytkowej i podział reszty na strefy do mieszkania i strefy przemysłowo-administracyjne, przedzielone pasami zieleni. Jej członkowie odwoływali się do wcześniejszych, niezrealizowanych i równie śmiałych projektów, przygotowywanych pod egidą prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego.

Tego nie wolno ruszać

Miasto stało się po wojnie czystą kartką, na której urbaniści mogli szkicować najbardziej futurystyczne wizje, jak na zachowanych rysunkach Macieja Nowickiego z końca lat 40. Choć z początku wcale nie było pewności, że lokowanie czegokolwiek na zgliszczach Warszawy ma sens. Jeszcze w styczniu 1945 r. Bolesław Bierut wahał się, czy nie lepiej przenieść tymczasowo stolicy do Łodzi ze względu na stan zniszczeń, zaś Kazimierz Brandys postulował trwałą ruinę jako symbol wojennego barbarzyństwa: „Tego nie wolno ruszać. Niech zostanie, jak jest. Ten okrzyk był naszą pierwszą myślą, zakrycie oczu pierwszym gestem”. Szalę na rzecz odbudowy przechyliła na pewno deklaracja Stalina o potencjalnym wsparciu. Za utrzymaniem Warszawy jako siedziby rządu zdecydowali też jej mieszkańcy, masowo wracając do miasta już w pierwszych dniach po oswobodzeniu.

Odtąd dyskusja toczyć się będzie nie wokół tego, czy – ale co i jak odbudowywać. Zwolennicy rekonstrukcji całości lub większości zniszczonej wojną zabudowy, jak Stanisław Ossowski czy Jan Zachwatowicz, postrzegają ją niemal jako nakaz patriotyzmu: „Fakt, że Warszawa została zburzona przez wroga, budzi opór przeciwko koncepcjom urbanistycznym, które ten fakt starają się wyzyskać”. Argumentują swoje stanowisko potrzebą zachowania tożsamości miasta, a nawet potrzebą edukacji przyszłych pokoleń. Tym dążeniom przeciwstawiana jest aktualna doktryna konserwatorska, zgodnie z którą należy podtrzymywać trwanie zabytku w zastanym stadium jego istnienia, bez prób przywrócenia dawnego wyglądu. Moderniści wskazują też na wątpliwą wartość zabytkową wielu okazałych budynków, wspominają o blokowaniu inwestycji, mówią o potrzebie pójścia z duchem czasu i przywołują argumenty ekonomiczne. Ciasna, XIX-wieczna Warszawa jest dla nich symbolem zacofania, „dulszczyzny mieszkalnej”, „miasta-makiety”.

Ostatecznie zapada decyzja o częściowej odbudowie – tylko tych fragmentów stolicy, które stanowią o jej tożsamości, jak Stare Miasto czy Zamek Królewski.

Kurhan do chmur

Gruz, na gruzach, z gruzów – ta fraza przewija się najczęściej w medialnych relacjach z tamtego okresu. Propagandowe plakaty mówią o 60 wieżowcach Prudential, jakie można by usypać z gruzu pokrywającego sam tylko teren dawnego getta. Twórcy wystawy podchwycili ten wątek, prezentując z lekka surrealistyczny fotomontaż, na którym sklejony z milionów metrów sześciennych ruin kurhan w kształcie drapacza chmur góruje nad odbudowanym miastem.

„Pierwszy Budowniczy interesował się każdym szczegółem montażu, rozmawiał ze spawaczami, cieślami, monterami. Poznawali go i jak opowiadał potem jeden z robotników: jaśniej i cieplej zrobiło się nad rzeką tego wieczora” – rozwodził się Józef Sigalin w „Pięciu spotkaniach”, książce poświęconej Bolesławowi Bierutowi. To oczywisty moskiewski wzorzec – Stalin żywo interesował się odbudową. Stanowisko Naczelnego Architekta Warszawy, utworzone w 1951 r. i objęte przez Sigalina, też miało swój odpowiednik w Moskwie.

Podczas „belwederskich czwartków” architekci systematycznie zdawali przywódcy relacje z postępów prac. Byli już pogodzeni z nową, socrealistyczną rzeczywistością, z którą przyszło się im zderzyć dwa lata wcześniej, gdy podczas Krajowej Partyjnej Narady musieli odciąć się od grzechów przeszłości i pożegnać z mrzonkami o Warszawie pełnej budynków w stylu Corbusiera. Rozmach – owszem, niech trwa, ale ma być socjalistyczny w formie i narodowy w treści.

Kilka lat wcześniej ten sam Bierut był orędownikiem taniego, społecznego budownictwa, współtworzącym pierwszy zarząd Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Gdy objął władzę w kraju, nazwany jego imieniem dekret – przyjęty w pośpiechu, bez uwzględnienia potrzeb mieszkańców i wbrew konstytucji gwarantującej nietykalność majątków – przekazał państwu na własność grunty w całej Warszawie, pozwalając usprawnić i przyspieszyć odbudowę, zrealizować radykalne plany, ale też stłamsić sektor prywatny i zademonstrować siłę nowego socjalistycznego państwa.

Zgodnie z planem i na dziko

Śródmieście pozostanie obszarem mieszanym. Właścicieli nieruchomości należy „łagodnie” wywłaszczyć, tzn. dać odszkodowanie w postaci papierów wartościowych o „opóźnionym” działaniu. Podwórza bloków śródmiejskich trzeba uporządkować i zazielenić – przesądzili warszawscy urbaniści już w 1941 r., podczas pierwszych sporów o wizję miasta. Nie byli odosobnieni w swoich dylematach. Równolegle zmagali się z nimi koledzy w Berlinie, Dreźnie, Rotterdamie i Mińsku. Władze Rotterdamu także znacjonalizowały miejskie grunty, co umożliwiło im przeprowadzenie jednej z najbardziej radykalnych odbudów w Europie. Nie popełniły jednak w jej trakcie tylu błędów, co warszawscy urzędnicy.

Wystawa w MSN uświadamia też konsekwencje tamtych zaniedbań w postaci dzikiej reprywatyzacji, niemającej nic wspólnego z odzyskiwaniem wywłaszczonych nieruchomości przez prawowitych właścicieli. Ekspozycji nieprzypadkowo patronuje Jolanta Brzeska – ofiara „czyścicieli kamienic”, która próbowała walczyć w obronie praw lokatorów.

Planowe podejście do odbudowy, z naciskiem na funkcjonalny rozwój, częściowo uratowało centrum Warszawy przed estetyczną katastrofą, jaką groziłaby rekonstrukcja tysięcy zniszczonych obiektów na własną rękę przez właścicieli. Jednak brak konsekwencji i odejście od kompleksowego myślenia o mieście w późniejszych latach mści się teraz w postaci suburbanizacji, której przykładem są źle skomunikowane z centrum, rozlewające się chaotycznie osiedla satelickie, jak choćby Białołęka.
Skutki wyborów sprzed półwiecza, podejmowanych na szybko, pod polityczną i społeczną presją, odczuwamy w stolicy do dziś – na wiele sposobów. ©

Wystawa „Spór o odbudowę”, organizatorzy: Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Muzeum Warszawy. Miejsce: dawny budynek IX LO im. Klementyny Hoffmanowej przy ul. Emilii Plater, czynna do 10 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka. Absolwentka religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim i europeistyki na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie. Autorka ośmiu książek, w tym m.in. reportaży „Stacja Muranów” i „Betonia" (za którą była nominowana do Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2015