Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Z ogromną przykrością przyjąłem tekst Tymofija Hawryliwa „Kiedy prezydent jest recydywistą” („TP” nr 9). Rozumiem ukraińskiego autora, nie rozumiem decyzji redakcji katolickiego pisma o publikacji tekstu przepełnionego nienawiścią i pogardą dla bliźniego. Zwłaszcza skoro pismo upomina się o należne prawa i należną godność Mariusza T.
W dodatku tekst powtarza kłamstwa o przeszłości Wiktora Janukowycza: nie był on „bandytą” ani „kryminalistą” (to słowo po polsku oznacza sprawcę ciężkich przestępstw), ale chuliganem, podobnym do dzisiejszych blokersów. Chłopakiem z bidula (to nieprawda, że wychowywali go dziadkowie), ulicznikiem, który zaliczył dwie odsiadki (za drobny rozbój i bójkę), orzeczone kary odsiedział, a następnie przez kilkadziesiąt lat uczciwie pracował na kolejnych stanowiskach technokratycznych i prowadził przykładne życie rodzinne.
Zaczęło się to zmieniać dopiero, gdy został politykiem – ale w 2004 r. sztab Juszczenki wysłał do Doniecka kilka ekip dziennikarsko-śledczych, które nie znalazły nic, żadnych „haków” i w kampanii dyskredytacyjnej trzeba było skupić się na młodzieńczych wyrokach za chuligankę. Kłamstwem jest więc twierdzenie, że „pozostał na całe życie kryminalistą” itd. Nawet wroga nie należy zniesławiać, zwłaszcza – wroga już pokonanego, wyeliminowanego z gry. I zwłaszcza na takich łamach, jak „Tygodnik”.