Na skróty

"Powiadają, że jeśli pisarz decyduje się na fragmentaryczną konstrukcję książki, tym jednym gestem rezygnuje z dwóch miliardów czytelników. To pech, ale tak już jest" - mówi węgierski prozaik Péter Esterházy w wywiadzie opublikowanym w "Literaturze na Świecie". Autor "Czasowników posiłkowych serca" sceptycznie ocenia szanse klasycznej literatury fabularnej: "Opowiedzieć jakąś historię to wielka rzecz, bo opowieść jest czymś fantastycznym. Lecz właśnie opowiadanie stało się teraz problematyczne. Istnieje taki trochę ograniczony, konserwatywny sąd, według którego sprawa ma się mniej więcej tak, że to jest światowy spisek. Że znalazłyby się i porządne fabuły, i ludzie, którzy by je opowiedzieli, i można by je na pewno porządnie wyłożyć, ale te współczesne, a już szczególnie postmodernistyczne sztuczki na to nie pozwalają. My jednak widzimy, że tak nie jest. To samo rozgrywa się w każdej dziedzinie sztuki (...): całościowa wielka opowieść została rozbita. Ale ja nie sądzę, że można z przekonaniem ogłosić: »już więcej fabuły nie będzie, opowiadanie historii dobiegło końca« - nie, to nieuzasadnione, nikt nie wie, co się skończyło, a co nie. Jeśli pojawi się nowy pisarz, który będzie potrafił opowiadać w sposób zrozumiały sam przez się, to będzie jakiś dalszy ciąg".
  • Nowy numer miesięcznika (2005, nr 9-10) poświęcony jest w dużej części literaturze węgierskiej, znajdziemy tu m.in. fragmenty utworów Esterházy'ego (wyjątek z książki "Harmonia caelestis", mającej ukazać się u nas w tym roku), László Krasznahórkai'ego, Pála Závady oraz Lajosa Parti Nagy'ego, który w rozmowie, obok kwestii artystycznych, zwraca też uwagę na odradzanie się ideologii nacjonalistycznej w pokoleniu młodych Węgrów: "można się buntować jedynie przeciwko prawdziwie autorytarnym ojcom. A nasze pokolenie, delikatnie mówiąc, nie jest autorytarne, tylko bardzo pobłażliwe, bardzo liberalne. Pod względem politycznym ten bunt przybiera odcień narodowo-radykalny, skrajnie prawicowy. Zatrważające rzeczy słyszałem o uniwersytetach węgierskich: na wydziałach historii jest ponoć mnóstwo studentów o narodowo-radykalnych poglądach - studentów bardzo mądrych i bardzo oczytanych, ale mimo to twierdzących na przykład, że Auschwitz nie istniał. Tego nie wolno lekceważyć, ale kto chce się buntować za wszelką cenę, wywoływać konsternację, w ten sposób może to zrobić najskuteczniej. To jest coś, od czego ojcowie bledną, zaczynają wrzeszczeć i wściekać się. Tak można sprowokować gwałtowny gniew, bez którego żaden bunt nie ma sensu. Niedawno pojawiła się prawicowa grupa unosząca ręce w faszystowskim geście pozdrowienia, nakładająca mundury. Bardzo trudno wyjaśnić ich motywacje. Być może to jednak jakaś forma buntu. Z drugiej strony, chociaż od wojny upłynęło 60 lat, na Węgrzech nie odbyła się poważna, uczciwa rozmowa o mordach dokonanych w latach 40., o Holokauście i stosunku Węgrów do tego koszmaru. Z pomocą Węgrów 600 tys. naszych rodaków wysłano do obozów i unicestwiono, ale niewiele się o tym mówi". Te kwestie prowadzą do drugiej, wymagającej osobnego omówienia, części pisma, która poświęcona jest "literaturze Holokaustu".
  • 70. urodziny obchodził Kazimierz Orłoś, prozaik, autor m.in. powieści "Cudowna melina"‚ "Trzecie kłamstwo", "Przechowalnia" i tomów opowiadań "Ciemne drzewa", "Drewniane mosty".
  • W Teatrze Wielkim - Operze Narodowej doszło do konfliktu między dyrektorem naczelnym Sławomirem Pietrasem z jednej strony a Mariuszem Trelińskim, dyrektorem artystycznym, i Kazimierzem Kordem, dyrektorem muzycznym, z drugiej. Obie strony wykluczają możliwość dalszej współpracy. Spór ma rozstrzygnąć Ministerstwo Kultury, co zapewne zakończy się powołaniem nowego dyrektora naczelnego - wśród kandydatów wymieniany jest m.in. Waldemar Dąbrowski.
  • Nagrody literackie im. Władysława Reymonta, przyznawane przez Związek Rzemiosła Polskiego we współpracy z SPP i ZLP, otrzymali: Jerzy Ficowski - za całokształt twórczości oraz Zbigniew Domino (za powieść "Czas kukułczych gniazd") i Tomasz Łubieński (za "Wszystko w rodzinie").
  • "Wyjątkowość ukraińskich trzydziestolatków polega na tym, że byli oni ostatnimi absolwentami szkół radzieckich i pierwszymi, którzy wstąpili na niezależne ukraińskie wyższe uczelnie. I w czasie, kiedy pobierali bezcenną dla rozbudowy młodego państwa wiedzę, samemu państwu udało się dokonać przejścia od rekreacji do perwersji, od czerwonej ruty do czerwonej nostalgii, od karnawału do postkarnawałowej niedorzeczności, od epoki jazzu do epoki depresji, od narodowej romantyki do esencjonalnego cynizmu. Więc ich po prostu porzucono; gdzie tam: nie są nawet straconym, są oszukanym pokoleniem. Zapytajcie ich teraz, czemu w porównaniu z odwilżową generacją lat 60. czy pierestrojkową lat 80. ich aktywność społeczno-polityczna bliska jest zeru i dlaczego swój stosunek do wszystkich partii, bloków i platform wyrażają krótko i dosadnie: fuck off - wyrażają tak, bo jakże inaczej wyrazić niewyrażalne? Pomówmy więc lepiej o wyrażalnym. Co i jak piszą, wszedłszy - na połowie czasu - w kryzys wieku średniego? A więc piszą »powieści juwenilne«, powieści o swej przepięknej młodości. Przepięknej, jak już była mowa, nawet jeśli nie pachniało w niej żadną kalokagatią: po prostu, niczego piękniejszego w życiu tak czy owak nie będzie. (...) I sam ten fakt - powstania rozgałęzionego gatunku współczesnej »powieści juwenilnej«, której bohaterem jest młodość jako taka, a nie młodość w walce o radziecką władzę, o małe ziemie, nowe ziemie czy odrodzenie całości - bez wątpienia jest naszym ogólnoliterackim osiągnięciem" - Ołeksandr Bojczenko opisuje w "Twórczości" (2005, nr 12) krajobraz literatury ukraińskiej średniego pokolenia. Grudniowy numer miesięcznika przynosi tłumaczenia utworów m.in. Jurija Andruchowycza, Serhija Żadana, Natalki Śniadanko i Ołeksandra Irwancia.
  • Natomiast w "Dialogu" (2005, nr 12) znajdziemy blok tekstów poświęconych współczesnej dramaturgii białoruskiej. "Na Białorusi nie wykształcił się skuteczny wolny rynek teatralny, a teatry znów działają według sowieckiego modelu planowania. Co roku Ministerstwo Kultury przesyła teatrom »plan oglądalności«, a także kontroluje repertuar. Główni reżyserzy i dyrektorzy teatrów do dziś muszą brać udział w naradach i zebraniach w Ministerstwie, podczas których przedstawia się im »dyrektywy« i »plany«. Za niewypełnienie planu albo odejście od linii ideologicznej grożą teatrowi surowe konsekwencje - pisze Andrej Kurejczyk, dramatopisarz i reżyser. - Twórcy stosują rozmaite strategie: jedni starają się nie wyrażać wprost swoich poglądów, używając metafory i podtekstów, albo, jak niegdyś w Związku Radzieckim, próbują w tekstach dawnych odnajdywać aluzje do obecnej sytuacji. Inni, którzy nie chcą kombinować, tworzą alternatywną rzeczywistość teatralną - białoruski teatralny underground. W podziemnych warunkach tworzone są spektakle grane następnie w zamkniętych klubach dla publiczności zaproszonej za pośrednictwem internetu". "Dialog" publikuje też sztukę Kurejczyka "Niebo", ukazującą życie młodzieży w totalitarnym białoruskim państwie. Dramat przyniósł autorowi (choć ukrywał się pod pseudonimem "Nikita Mickiewicz") zakaz publikacji.
  • Bezkonkurencyjnym bestsellerem polskiego rynku księgarskiego 2005 roku była książka Jana Pawła II "Pamięć i tożsamość", której Wydawnictwo Znak sprzedało ok. 1,2 mln egzemplarzy.
  • W Poznaniu powstanie szlak turystyczny śladami bohaterów "Jeżycjady" - cyklu powieściowego Małgorzaty Musierowicz. Miasto wykupiło już mieszkanie przy ul. Roosevelta 5, w którym mieszka powieściowa rodzina Borejków - ma w nim powstać muzeum.

(af)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2006

Podobne artykuły

Obraz tygodnia
"Bach stanowi pewnego rodzaju punkt odniesienia, gdyż był przedmiotem drobiazgowej analizy setek tysięcy inteligencji, setek tysięcy bliźnich przede mną. Cóż to właściwie znaczy, że klasyczne jest to, co przetrwało? W jaki sposób taka koncepcja klasyczności przejawia się w ludzkim życiu? Najpoważniejszą odpowiedź na to pytanie znajdujemy u wielkiego współczesnego poety klasyczności, Polaka Zbigniewa Herberta. Dla Herberta przeciwieństwem klasyka nie jest romantyk, lecz barbarzyńca. Co więcej, »klasyk kontra barbarzyńca« to nie tyle opozycja, ile konfrontacja. Herbert pisze z historycznej perspektywy Polski, kraju o zachodniej kulturze, która jest permanentnie zagrożona, osaczona przez popadających okresowo w barbarzyństwo sąsiadów. Tym, co pozwala klasykowi przetrwać szturm barbarzyństwa, nie jest w oczach Herberta żadna istotowa jakość. Klasyczne jest właśnie to, co przetrwało najgorsze barbarzyństwo, co ocalało, ponieważ pokolenia ludzi nie mogły o tym zapomnieć i trzymały się tego za wszelką cenę - mówił John Maxwell Coetzee w nawiązującym polemicznie do T.S. Eliota wykładzie "Kto to jest klasyk?", opublikowanym przez "Europę", dodatek do dziennika "Fakt". - Doszliśmy więc do pewnego paradoksu. Klasyczne jest to, co jest w stanie przetrwać. Toteż kwestionowanie klasyki, nieważne jak nieprzyjazne, jest częścią historii klasyki, czymś nieuchronnym, a nawet pożądanym. Dopóki bowiem klasyka potrzebuje ochrony przed atakiem, dopóty nie może udowodnić, że jest klasyką".