Miłego dnia, Polaku

Charakteryzuje nas typ postawy szczególny dla społeczeństwa na dorobku: większość z nas ma pracę, niekiedy dobrze płatną, jakoś się w życiu urządza, innym się nie udało, albo nawet coś tam im się udało, lecz mimo to czują się pokrzywdzeni. Polacy często patrzą na siebie wilkiem, bo są konkurentami na rynku pracy.
 /
/

TYGODNIK POWSZECHNY: - Często Pan spotyka dobrych ludzi?

Krzysztof Łęcki: - Poza momentami społecznych i narodowych uniesień chyba jednak coraz rzadziej. Za to coraz częściej spotykam ludzi, którzy nie tylko nie starają się być dobrzy, ale wręcz starają się epatować złem, wywoływać strach. Niedaleko miejsca, gdzie mieszkam, wyrysowano olbrzymi napis - “nie musicie nas kochać, wystarczy, że się nas boicie". To oczywiście sprawka kibiców, ale obawiam się, że filozofia tego napisu bliska jest w codziennych sytuacjach całkiem sporej części społeczeństwa. Już chociażby to, że w towarzyskich rozmowach podkreśla się fakt spotkania “dobrego człowieka", pokazuje, że wydarzenie takie nie jest normą.

  • Polska szkoła zaufania

- A może chodzi o szersze zjawisko - kryzys zaufania, który drąży polskie społeczeństwo? Kiedy anonimowy rodak pojawia się na horyzoncie, raczej nie zakładamy, że to "dobry człowiek". Wręcz przeciwnie.

- Właśnie, bardzo często mówi się o deficycie demokracji w Polsce. Lekarstwem na braki demokracji miałoby być coraz więcej demokracji. To wcale nieoczywista recepta. Ale czy deficyt demokracji to główna polska bolączka? Być może tak naprawdę naszym problemem jest deficyt solidarności i zaufania. Temu, że boimy się siebie nawzajem, nie zaradzi zmiana ustroju czy tzw. rewolucja moralna. Edukacja ma budować mosty zamiast murów, ale w rzeczywistości murów i płotów, które odgradzają człowieka od człowieka, jest coraz więcej. Coraz częściej już za progiem w miarę bezpiecznego domu zaczyna się wrogi świat, więc poszerzamy granice bezpieczeństwa, otaczając murem osiedle. To oczywiście nie tylko polska specjalność. Izraelczycy też postawili mur, który miał ogrodzić ich od przynajmniej części problemów. Pytanie, skąd tak liczne polskie mury? Czy to znaczy, że w pierwszym odruchu patrzymy na innych, jak na potencjalnych wrogów?

- Francis Fukuyama pisze, że bez kapitału zaufania, bez zdolności do komunikowania, nie da się budować społeczeństwa obywatelskiego. Jak to się sprawdza w polskich realiach?

- Dla Fukuyamy zaufanie to wypadkowa wspólnych norm i wartości moralnych społeczeństwa. Polskie doświadczenia ze społeczeństwem obywatelskim nie są przesadnie bogate, ale za to spektakularne. I nie jest przypadkiem, że kiedy 25 lat temu wybuchła “Solidarność", jej pierwszym wielkim odkryciem był wspólny język. Nagle ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać. Okazało się, że pod skorupą komunistycznej nowomowy ocalał język budujący autentyczną społeczną więź. Pamiętam niesłychany wybuch otwartości, kiedy ludzie zaczęli rozmawiać ze sobą o sprawach najważniejszych. Solidarność była bowiem, co dzisiaj zaczyna się coraz częściej podkreślać i przypominać, również prawdziwą wspólnotą komunikacyjną, wspólnotą na nowo odkrywanego języka.

- Patrząc na górników przed budynkiem Sejmu, odnosi się wrażenie, że idea "Solidarności" zupełnie straciła na znaczeniu. Potem słyszymy rozpaczliwy apel metropolity katowickiego: "proszę was o powrót do idei sprzed 25 lat, o postawę dialogu".

- Wciąż mamy do czynienia ze społecznym procesem uczenia się. Nie zawsze w dobrym sensie tego słowa. Także fatalnej jakości sprawowania władzy w Polsce zawdzięczamy to, że ów proces przebiega w taki, a nie inny sposób. Bo co się właściwie stało? Oto górnicy rano słyszą od marszałka Sejmu i poważnego kandydata na prezydenta RP, że postawienie sprawy emerytur górniczych jest absolutnie niemożliwe. W ruch idą styliska od kilofów i płyty chodnikowe, górnicy walą nimi w policjantów i nagle okazuje się, że wszystko jest możliwe. Czego się nauczono dzięki tym wydarzeniom? Otóż tego, że najskuteczniejszym narzędziem społecznego dialogu są w Polsce kije i chodnikowe płyty. Proszę sobie odpowiedzieć na pytanie - kto dał polskiemu społeczeństwu taką lekcję? Bo na pewno zbytnim uproszczeniem byłoby twierdzenie, że tylko górnicy.

- Odpowiadamy: władza.

- W czasach tzw. pierwszej “Solidarności" trzeba było mocno naciągać - niekiedy na granicy naiwności - rzeczywistość, by móc przypisywać władzy przyzwoite intencje, by móc traktować ją jako względnie wiarygodną. Jednak zdobywano się na to. I dawało to pozytywne efekty. Kulejącemu i tak często zrywanemu dialogowi zawdzięczamy 16 miesięcy solidarnościowego karnawału. Dzisiaj zanikł dychotomiczny podział na władzę i społeczeństwo. Lecz władza okazuje się nadal, choć już w nieco inny sposób, niewiarygodna i niekonsekwentna: raz mówi “nie", a za parę godzin - “tak". Nie zajmuję się w tej chwili słusznością górniczych postulatów. Chodzi o wiarygodność i wiarę w czyste intencje partnera dialogu - władzy w tym wypadku. Zła jakość władzy w Polsce jest jednym z ważnych czynników nakręcających spiralę agresji, to m.in. dlatego żyjemy w stanie półanarchii. A anarchia to stan, w którym najważniejsza jest nie siła argumentu, ale argument siły.

Społeczeństwo nie ufa władzy, ale dodajmy, że przecież i władza nie ufa społeczeństwu. Chociażby - iloma absurdalnymi przepisami jest ograniczona w Polsce wolność gospodarcza? Znowu jest tak, że wolno czynić tylko to, co jest dozwolone, a nie jak w wolnych krajach, gdzie dozwolone jest wszystko, co nie jest zakazane.

  • Jakość życia

- Pomówmy o codzienności. Politycy są do niczego, ale co myślimy o kolegach z pracy albo sąsiadach?

- Charakteryzuje nas typ postawy szczególny dla społeczeństwa na dorobku: większość z nas ma pracę, niekiedy dobrze płatną, jakoś się w życiu urządza, innym się nie udało, albo nawet coś tam im się udało, lecz mimo to czują się pokrzywdzeni. Polacy często patrzą na siebie wilkiem, bo są konkurentami na rynku pracy. Jednak niepotrzebnie przenoszą to złe spojrzenie na relacje, w których element konkurencji już nie występuje. Takie podziały owocują socjologicznymi “pęknięciami".

Trzeba przy tym pamiętać, że brak zaufania nie tylko wpływa, jak chce Fukuyama, na sferę ekonomiczną, ale obniża również jakość życia. Oczywiście niekoniecznie chciałbym codziennie wyściskiwać sąsiadkę, ale myślenie o otoczeniu jako życzliwym i życzliwe nań reagowanie daje wymierne korzyści. Wymiana uśmiechów, wzajemne “dzień dobry" budują jakość życia, która potem składa się na jakość życia społecznego. Oczywiście, to bardzo często tylko konwencje, ale jakże potrzebne. Z ich wagi zdać sobie można sprawę, gdy ich braknie. Przychodzi mi na myśl eksperyment przeprowadzony w pewnej firmie, w którym na pytanie: “How are you?" (Jak się masz?), ludzie nie odpowiadali - jak to jest w zwyczaju - “I am fine" (Dobrze), tylko: “Właśnie mam problem z teściową, zjadłem fatalny obiad" itd. Okazało się, że wywołało to załamanie ładu komunikacyjnego w firmie. Ludzie zaczęli zachowywać się agresywnie. Istnieje elementarny rodzaj zaufania sprawiający, że ludzie będą zachowywali się przewidywalnie w rytuałach życia codziennego, co pozwala nam w miarę bezkolizyjnie funkcjonować.

- Ale czasem spotykamy się jak człowiek z człowiekiem, a nie jak Polak z Polakiem?

- Przede wszystkim ludzie spotykają się dzisiaj najczęściej wtedy, kiedy mają jakieś wspólne interesy, nad czymś wspólnie pracują. Na inne spotkania brakuje po prostu czasu. Spotykamy się więc najczęściej sprowadzeni do naszych społecznych ról, a nie jako mniej czy bardziej ciekawe osobowości. Według amerykańskiego socjologa Daniela Bella jest to jedna z podstawowych sprzeczności społeczeństwa kapitalistycznego: na poziomie systemu ekonomicznego liczą się role społeczne, jakie pełnimy, natomiast ideałem kulturowym tego społeczeństwa jest rozwinięta osobowość.

I o spotkanie osobowości z osobowością powinno nam ostatecznie chodzić. Wtedy zrzucamy biznesowy czy jakikolwiek inny mundur, jesteśmy sobą, ciekawi stać powinniśmy się my sami, nasze poglądy, pasje, a nie rola społeczna, którą akurat pełnimy. Ale okazuje się to wcale nie takie proste. Coraz częściej postrzegamy innych wyłącznie przez pryzmat roli społecznej i coraz częściej podejrzewamy, że i my jesteśmy tak przez nich postrzegani. Sam łapię się na tym, że jeśli ktoś w okolicach czerwca pyta, czy pracuję na uniwersytecie, zaraz rodzi się we mnie podejrzenie: pewnie jego pociotek chce tam zdawać egzamin wstępny... Gdy takie - prawdziwe czy nie - instrumentalne interpretacje nastawień innych ludzi stają się nagminne, społeczeństwo zaczyna chorować na podejrzliwość, ludzie zaczynają się od siebie odsuwać. Co być może jest już naszym udziałem.

- Jednak podejrzliwość, o której Pan wspomniał, może być konsekwencją szeroko rozwiniętego zjawiska nepotyzmu. Jest jakieś wyjście z takiej sytuacji?

- Odpowiedź ma ścisły związek z zaufaniem społecznym. O kimś, kto zasługuje na zaufanie i kto ceni słowo wyżej niż pieniądze, często jesteśmy skłonni - może podświadomie, a na pewno paradoksalnie - myśleć jak o frajerze. Być może z tego właśnie powodu polski polityk, który cieszył się największym zaufaniem społecznym, Jacek Kuroń, przepadł w wyborach prezydenckich z kretesem. Zaś człowiek, który nie zatrudnił członka rodziny, choć mógł, budzi lekkie pobłażanie jako istota niepraktyczna. Niestety, w praktyce współczesne społeczeństwo polskie ceni spryt i bezczelne nawet, ale skuteczne, pchanie się do przodu, bardziej niż prawość, wiarygodność i zaufanie. Słabe są społeczne ograniczniki dla zachowań łamiących normy społeczne, panuje raczej atmosfera społecznego przyzwolenia, choć może tylko bezradności. Posłużę się literackim skrótem. W opowiadaniu Gombrowicza “Tancerz mecenasa Kraykowskiego" bohater chce kupić bilet poza kolejką. Kraykowski bierze go za ucho i odprowadza na koniec ogonka. Pewnie dla statystycznego Polaka stojącego w tej kolejce byłby to gest zasługujący na głośny aplauz, ale ten sam Polak chętnie by pewnie skorzystał z możliwości załatwienia czegoś bez kolejki. Społeczeństwo, w którym tak powszechne jest samo użycie słowa “załatwić", musi być wspólnotą nieufnych w przejrzystość społecznych reguł.

  • To się opłaca

- W Ameryce studenci zamiast wkuwać definicje rynku, uczą się pracować w zespołach i dobierać współpracowników. Czy w Polsce idea wspólnego działania zatraciła się zupełnie?

- Znowu można byłoby powiedzieć - że Polacy są, a przynajmniej bywają, wielkim narodem, ale są żadnym społeczeństwem. Że codzienne wyzwania nie tyle nas przerastają, co nie są dla nas atrakcyjne. Sytuacja w Polsce, także w tej sferze, w dużym stopniu będzie zależała od tego, co będzie się działo w Europie. Jesteśmy, choć nieudolnie to skrywamy, nastawieni na imitatorstwo i bardzo chcemy, żeby u nas było jak na Zachodzie. Stąd np. popularne kursy zachowań interpersonalnych. Jak się to przekłada na wspólne działanie? Młodzi Polacy będą się Europy uczyli o wiele szybciej niż wcześniejsze pokolenia. Przy czym to, że będą się uczyli w coraz bardziej licznym towarzystwie rodaków, może nieść dość paradoksalne konsekwencje. Wielu moich studentów wylądowało w Irlandii. Podoba im się, ale powiadają, że rok, dwa lata wcześniej było super, a teraz się pogorszyło, bo jest tam za dużo... Polaków.

- Wydaje się czasem, że nasz społeczny kapitał ma wielki potencjał. Dopiero co przeżywaliśmy odejście Jana Pawła II. Nie potrafimy tego wykorzystać?

- Nie sposób utrzymać tak wyśrubowanego poziomu emocji. Ale fakt, że był, że się zdarzył, nie pozostaje bez znaczenia. Wiemy, że potrafimy być lepsi. Choćby na krótko. Można nawet dojść do wniosku, że czasowe przerabianie zjadaczy chleba w aniołów to taka polska specjalność. Mistyczna więź pęka jednak pod naporem codzienności. A pospolitość skrzeczy... Na przykład afery teczkowe, których jesteśmy świadkami, łączą się z niepokojem, że oto każdy mógł być donosicielem, a więc mógł nadużyć naszego zaufania. Że Polska to nie tylko Papież, nie tylko “Solidarność", ale także znacznie mniej ciekawa, niekiedy przerażająca codzienność.

- Zaufanie - jak pokazują przykłady wielu krajów o dużym kapitale społecznym - jednak się opłaca.

- Na dłuższa metę nie ma wątpliwości, że tak właśnie jest. Jednak nie wszyscy chcą myśleć w takiej - nie doraźnej - perspektywie. Do tego zresztą potrzebne jest poczucie stabilności społecznej i przejrzystości, choćby w sferze prawa. Na co dzień wielu zwykło sądzić, że najwyższą formą zaufania jest kontrola, kontrola i jeszcze raz kontrola. I wiele stupajek stosując tę regułę, odnosi na swoich ograniczonych polach efekty. Tyle że im wyższy poziom technologicznego i cywilizacyjnego zaawansowania, tym trudniej odnosić w ten sposób sukcesy.

- Mówimy o normach, które powinny w nas wyrabiać jeśli nie instytucje, to przynajmniej jakieś autorytety.

- To prawda, autorytety mogą i powinny być kreatorami pozytywnych wzorów zachowań. Tyle że w Polsce autorytetów jak na lekarstwo. Nie wiem, czy destrukcja autorytetów to kolejna polska specjalność, ale na pewno silnie ugruntowany nawyk. Autorytety upartyjnia się i w konsekwencji niszczy. Ale zarejestrowałem też ciekawe zjawisko - oto po śmierci Jana Pawła II okazał się on autorytetem dla wielu znanych mi ludzi, którzy wcześniej atakowali go w niewybrednych słowach. Z Miłoszem było już niestety inaczej. Inna sprawa, że czasem to właśnie autorytety dyskredytują normy, których powinny być strażnikami. Marek Kondrat w wywiadzie dla “Wysokich Obcasów" powiada, że jest wdzięczny Krystynie Jandzie za trzy rzeczy: że nauczyła polskie kobiety przeklinać, palić papierosy i zachowywać się ostentacyjnie. Jeśli tak, to przyznam, że bohaterka “Człowieka z marmuru" odniosła niezwykle spektakularny sukces, bo co rusz widzę młode dziewczyny, które przeklinają, palą i zachowują się ostentacyjnie. Czy naprawdę potrzebowały do tego wzoru?

- Nie ma żadnego światełka w tunelu?

- Można je dostrzec. I to niekoniecznie w mediach. Niekiedy są obok nas. Niech za dobry przykład posłuży sprawa wytoczona przez spółkę Real szefowej tamtejszej “Solidarności". Pani Grażyna Wyczyńska ujawniła w mediach naruszenia praw pracowniczych i deptania ludzkiej godności w hipermarkecie, w którym pracuje. Proces wygrała, bo mogła w nim liczyć na wsparcie swoich kolegów z pracy. Tak buduje się zręby społeczeństwa obywatelskiego. Zresztą podniesienie jakości życia nie zawsze musi wymagać heroizmu. Niekiedy chodzi o drobiazgi. Np. żeby pomnożyć nasze szanse na podniesienie poziomu jakości życia, powiem państwu na koniec: “miłego dnia".

- Miłego dnia zatem.

dr Krzysztof Łęcki jest pracownikiem Instytutu Socjologii Uniwersytetu Śląskiego, zajmuje się socjologią kultury i komunikacją społeczną.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2005