Między złem i złem

Jeśli Siemiątkowski i Miller staną przed sądem za to, że udostępnili CIA bazę, w której przesłuchiwano jeńców z Al-Kaidy, będzie to znaczyć, iż przedstawiciele polskiego państwa utracili instynkt samozachowawczy.

03.04.2012

Czyta się kilka minut

Pozornie to triumf państwa prawa. Tak w każdym razie widzi to Krzysztof Kwiatkowski: były minister sprawiedliwości zamieścił na swym blogu triumfalny komentarz do decyzji prokuratury o postawieniu zarzutów Zbigniewowi Siemiątkowskiemu.

Siemiątkowski – jak ujawniła „Gazeta Wyborcza” – usłyszał w styczniu zarzuty, że jako dyrektor Agencji Wywiadu uczestniczył w zorganizowaniu w Polsce tajnego ośrodka, w którym w latach 2002-03 CIA bezprawnie pozbawiła wolności i przesłuchiwała jeńców z Al-Kaidy. „Polska jest państwem praworządnym, ponieważ żaden obywatel niezależnie od zajmowanej funkcji nie stoi ponad prawem” – komentuje Kwiatkowski. I podkreśla, iż rzecz dzieje się w chwili, gdy „Amerykanie odmawiają udostępniania jakichkolwiek informacji w tej sprawie na wniosek polskiej prokuratury, na Litwie prokuratura odmawia wznowienia dochodzenia, a Rumunia twardo zaprzecza, żeby w tym kraju znajdowały się więzienia CIA”. Dodajmy Obamę, który po objęciu urzędu oświadczył, że do tematu praktyk CIA za czasów Busha nie zamierza wracać.

Jednym słowem: wszyscy, którzy mieliby coś wspólnego z tajnymi więzieniami CIA, z jakichś powodów nie chcą rzucać „pełnej prawdy na stół”. A polscy urzędnicy i politycy z partii rządzącej – postulat „wyjaśnienia” sprawy poparł Donald Tusk – uważają, że powinni pójść inną drogą. I chcą w tym widzieć zwycięstwo prawa, a zapewne też etyki. Albo raczej: tego, co Max Weber nazywał etyką zasad.

A gdzie etyka odpowiedzialności, kładąca nacisk na konsekwencje działania?

***

Gdyby Krzysztof Kwiatkowski był brytyjskim premierem czasu II wojny światowej, to – przy takim apolitycznym hipermoralizmie i prawnym rygoryzmie – Anglia nigdy nie wygrałaby starcia z Hitlerem. Można mu życzyć, aby – jeśli w przyszłości będzie pełnił funkcje państwowe – nie znalazł się w sytuacji, gdy nie ma prostego wyboru między dobrem i złem. Nie dla jego komfortu moralnego, lecz dla dobra państwa i obywateli.

Pomysł, by Miller i Siemiątkowski stanęli przed sądami – powszechnym (Siemiątkowski) lub Trybunałem Stanu (Miller) – z tego powodu, iż po 11 września 2001 r. (i po ogłoszeniu przez NATO, że był to atak na wszystkie kraje Sojuszu) udostępnili Amerykanom bazę na terenie Polski, świadczy o jednym: iż polscy politycy i urzędnicy tracą instynkt samozachowawczy i poczucie odpowiedzialności za państwo. Chodzi nawet nie o to, że w ten sposób Polska może zostać narażona na odwet terrorystów. Jeśli zechcą nas zaatakować, nie będą potrzebować pretekstu w postaci wyroku na Siemiątkowskiego.

Jest takie powiedzenie, przypisywane Brytyjczykom, że „nie ma takiego świństwa, jakiego nie należy uczynić dla Anglii”. Torturowanie przez CIA jeńców z Al-Kaidy w Starych Kiejkutach trudno uznać za moralnie dobre. Ale przypomnijmy: celem istnienia tego więzienia było uzyskanie informacji, które miały zapobiec powtórkom z 11 września 2001 r. – w USA, Europie i w innych miejscach. Ludzie, którzy mieli tam trafiać, nie byli przypadkowi. Byli wrogami – jak Chaled Szejk Mohamed, główny planista zamachów z 11 września, więziony ponoć na Mazurach. Jeśli dzięki temu udało się zapobiec kolejnym zamachom, to tajne więzienie w Polsce miało uzasadnienie. Jeśli nawet Miller i Siemiątkowski mieli świadomość, do czego służy Amerykanom udostępniony teren – mieli podstawy, aby postąpić tak, jak postąpili.

Inna sprawa, że to sami Amerykanie ich „wystawili” – temat więzień CIA ujawniła w 2005 r. prasa amerykańska, opierając się na przeciekach z rządu USA, będących zapewne elementem politycznych rozgrywek za Oceanem. To powinno dać do myślenia polskim politykom – i pewnie dało.

***

To banał, ale wart przypomnienia: wojna jest okrutna także wówczas, gdy jest wojną obronną (tj. narzuconą przez wroga) i gdy jest w naszym odczuciu sprawiedliwa czy usprawiedliwiona. Także na wojnie usprawiedliwionej są sytuacje, gdy polityk (dowódca) musi wybierać między złem i złem – nawet nie między złem „większym” bądź „mniejszym”, ale między złem wielkim i wielkim – polegającym na tym, że w zależności od jego decyzji bądź zaniechania ktoś ucierpi: albo strona przeciwna (żołnierze, cywile), albo strona pojmowana jako nasza (żołnierze, cywile, np. ofiary zamachu).

Na wojnie, także usprawiedliwionej, są sytuacje, gdy – aby pokonać wroga – sięga się po złe metody. Czy to cyniczne? Jeśli nawet tak – to jest to cynizm wtórny wobec rzeczywistości wojennej, o której nikt nie chciałby pamiętać.

Garść przykładów. Podczas alianc¬kich bombardowań Francji wiosną 1944 r. – ich celem były drogi, mosty, dworce kolejowe itd., aby Niemcy nie mogli przerzucać rezerw po przyszłym desancie w Normandii – zginęło aż 12 tys. Francuzów. We wszystkich nalotach taktycznych w latach 1944-45 na wojska niemieckie na froncie zachodnim alianci zabili 65 tys. Francuzów, Belgów, Holendrów. W nalotach na Niemcy zginęło pod bombami (zrzucały je też polskie eskadry) może nawet sto tysięcy nie-Niemców: jeńców, robotników przymusowych, więźniów kacetów zmuszonych do pracy w bombardowanych fabrykach. Podczas całej II wojny alianckie naloty zabiły pół miliona niemieckich cywilów (w tym 75 tys. dzieci); była to niezaprzeczalnie zbrodnia wojenna. Liczba cywilnych ofiar nalotów na miasta japońskie (konwencjonalnych i atomowych) była jeszcze większa. Podczas bitwy w Normandii największe ofiary ponieśli nie alianci czy Niemcy, lecz francuscy cywile – ich zginęło najwięcej, zwykle od „przyjacielskiego ognia”. I tak dalej.

Taka była cena tamtego zwycięstwa i politycy zachodnich państw demokratycznych mieli jej świadomość (długo nie mieli jej natomiast obywatele – inaczej niż dziś, w dobie wszechobecnych kamer i internetu). Oczywiście inna jest dziś sytuacja, inne okoliczności, inna skala ofiar (na szczęście). Ale dzisiejsze dylematy nie są oryginalne. One istniały już w czasie II wojny światowej, tylko o tym nie pamiętamy i wydaje nam się, że na ówczesnych frontach wszystko było czarno-białe.

Wybory moralne, jakich muszą czasem dokonywać politycy w sytuacjach ekstremalnych – a czas po 11 września był taką sytuacją – rzadko są prostym wyborem między dobrem a złem.

***

To wszystko nie znaczy, że polityk w państwie demokratycznym ma wolną rękę. Demokracja m.in. tym różni się od autorytaryzmu, że posiada zdolność do samokontroli i samo-naprawy. Że gdy nie ma już np. uzasadnienia dla stosowania złych metod, poniecha ich – a nie stosuje dalej, bo tak jest prościej, skuteczniej.

Idąc po władzę, Obama obiecywał, że zamknie Guantanamo. Nie zamknął tego więzienia, czym rozczarował wielu zwolenników. To za Obamy USA rozwinęły strategię „wojny dronów” (za Busha była w powijakach), tj. atakowania przeciwnika przy pomocy samolotów bezzałogowych, choć nawet w USA liczne są opinie, iż łamie ona prawo międzynarodowe.

W USA trwa dyskusja nad sensem i praworządnością Guantanamo. Może kiedyś zostanie zamknięte; może uczyni to Obama, może jego następca. Może kolejny następca przeprosi tych, którzy cierpieli niewinnie na skutek działań USA po 2001 r. – tak jak kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej przeprosił „japońskich Amerykanów” za to, że spędzili kilka lat w obozach internowania tylko z powodu pochodzenia, uznani za zagrożenie.

Wolno jednak wątpić, by którykolwiek z następców Busha i Obamy uznał za właściwe postawić ich przed sądem. Nawet gdyby prawnicy znaleźli po temu podstawy.

A pewnie by znaleźli.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2012