Lot do miasta objawień

Jeszcze kilka miesięcy temu pielgrzymka do Lourdes była związana z trudem dla wielu nie do pokonania. Od niedawna można z Polski dolecieć tam samolotem.

22.08.2017

Czyta się kilka minut

Przed Sanktuarium Matki Bożej /
Przed Sanktuarium Matki Bożej /

Najkrótsza trasa z Krakowa do ­Lourdes ma 2200 km, na podróż samochodem trzeba więc poświęcić co najmniej dwa dni. Dla wielu starszych, chorych, niepełnosprawnych to warunki zaporowe. Sytuację w tym roku zmieniło otwarcie połączeń lotniczych z Balic do oddalonego od Lourdes o 10 km lotniska Tarbes-Lourdes-Pyrénées oraz z Warszawy do Tuluzy. Czy linie te są jednak przystosowane dla osób niepełnosprawnych? Sprawdziliśmy, korzystając z zaproszenia organizacji Atout France.

Ziemia przemian i łaski

Osobie zdrowej trudno wyobrazić sobie piętrzące się w podróży przed osobą niepełnosprawną trudności. Personel lotniska jednak stara się patrzeć jej oczami. Wystarczy zgłosić (najlepiej już w momencie zakupu biletu) konieczność pomocy, by otrzymać specjalny status. Przez lotnisko w Balicach prowadzi ułatwiająca przemieszczanie się osobom niepełnosprawnym „niebieska ścieżka”. Także dotarcie do samolotu jest dość proste, nawet w przypadku lotniska, na którym odbywa się ono głównie w tradycyjny sposób, za pomocą schodów, a nie rękawa. Na pokład winduje osobę niepełnosprawną tzw. ambulift, rodzaj lotniskowego autobusu z podnośnikiem, za pomocą którego można wwieźć do środka nawet osobę leżącą (samolot może przyjąć na pokład jedną lub dwie takie osoby). Pracownicy lotniskowych służb przenoszą osobę poruszającą się na tradycyjnym wózku na wąski wózek zwany pelikanem, przystosowany do przewożenia pasażera nawet w dosyć ciasnych korytarzach samolotów tanich linii lotniczych, a następnie przewożą go i przesadzają na wyznaczone na pokładzie miejsce. Dalej czeka pomoc wolontariuszy.

– Czasami w regularnych połączeniach może być 5-6 osób, które przyjadą na wózkach. Ale w lotach czarterowych może być ich nawet 90. W najbliższych dniach obsłużymy takie loty ze Szwajcarii, Czech, Holandii – opowiada Jean Buscail. Elegancki starszy pan jest prezesem Hospitalité Notre-Dame de Lourdes, powstałej w 1885 r. arcykonfraternii, czyli katolickiego zrzeszenia laikatu, którego wolontariusze pełnią służbę w sanktuarium podczas uroczystości religijnych, kąpieli w basenach, a także na dworcu kolejowym w mieście i na międzynarodowym lotnisku.

Na wolontariat zgłaszają się sami, muszą mieć jedynie referencje od swojego biskupa lub proboszcza parafii. Służą chorym i niepełnosprawnym niezależnie od tego, jakiego są oni wyznania, wierzący lub nie, bo i takie osoby przyjeżdżają do Lourdes. Miejsce to bowiem stało się fenomenem kulturowym, przyciągającym wątpiących i sceptyków. Począwszy od końca XIX wieku i Emila Zoli, który nazwą miasta zatytułował powieść, po czasy współczesne, przywołując chociażby wspomnienia dotkniętego tzw. syndromem zamknięcia po udarze mózgu redaktora Jeana-Dominique’a Bauby’ego w zekranizowanej potem przez Juliana Schnabla książce „Motyl i skafander”.

– Nasza akcja to nie jest praca, to modlitwa. Zaangażowanie religijne – wyznaje 60-letni Bruno spod Paryża, wykorzystujący na wolontariat na lotnisku dwutygodniowy urlop. Co pięć lat członkowie Hospitalité otrzymują medal, nie będący nagrodą, lecz znakiem zaangażowania dla Kościoła. – Najważniejszy jest jednak uśmiech i podziękowanie pielgrzymów – mówi. – Moja żona przyjeżdżała do ­Lourdes od 30 lat, ja nie znałem tego miejsca wcześniej. Któregoś dnia powiedziała: „Zabiorę cię tam”. Złapałem tego samego bakcyla. To jest również usługa wobec Dziewicy Maryi. Lourdes jest ziemią przemian, ale również łask.

Jean Buscail prowadzi nas przez główną halę lotniska obok dwóch specjalistycznych sal, w których osoby wymagające zabiegów pielęgniarskich lub jedynie miejsca leżącego mogą oczekiwać na lot w komfortowych warunkach. – To unikalne na lotnisku – podkreśla Buscail.

Religijne multi-kulti

– Brakuje tylko młodych i silnych do pomocy – stwierdza jeden z siwowłosych wolontariuszy. Ale w samym Lourdes całe zastępy młodych pielgrzymów, wolontariuszy, asystentów przeczą tej opinii. Po wyznaczonych ścieżkach (niczym te rowerowe) ciągną wózki z osobami niezdolnymi samemu przebyć drogi.

A droga prowadzi do najważniejszego punktu całego sanktuarium – Groty Massabielle, w której począwszy od 11 lutego 1858 r. czternastoletniej pasterce Bernadetcie Soubirous 18 razy objawiła się Matka Boska i gdzie już 18 dni później zdarzyło się pierwsze z 69 uznanych dotąd oficjalnie przez Kościół uzdrowień – Catherine Latapie odzyskała sprawność w dotkniętej niedowładem ręce.

Celem pielgrzymów są też kościoły. Najbardziej znana dzięki strzelistej neogotyckiej sylwetce, wyrastającej na skale ponad grotą, Bazylika Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny i znajdująca się pod nią krypta, pierwsza świątynia na terenie sanktuarium, której budowa rozpoczęła się zaledwie trzy lata po objawieniach. Wydrążona w skale Bazylika Różańcowa, urządzona w przesadnie inspirowanym architekturą bizantyjską stylu, i najnowsza, rozległa, surowa, umiejscowiona pod ziemią i mogąca pomieścić 25 tys. ludzi Bazylika św. Piusa. A także Plac Różańcowy, na którym odbywają się uroczystości nawet dla 40 tys. wiernych.

Ścieżkami pielgrzymów są też dwie procesje odbywające się w sanktuarium codziennie od Wielkanocy do października: popołudniowa eucharystyczna i wieczorna z pochodniami. Genezę drugiej procesji, spontanicznie zapoczątkowanej w 1870 r., objaśnia ojciec André Cabes, od dwóch lat rektor sanktuarium w Lourdes: – Bernardetta zawsze przychodziła ze świecą.

– Zazwyczaj co najmniej trzy języki są obecne podczas procesji – dodaje. – Częstochowa jest polska, Fatima portugalska, a Lourdes jest międzynarodowy.

Ludzie, którzy z pełną pogardą mówią o multi-kulti, idei wielokulturowości, podlewając swój katolicyzm nacjonalistycznym sosem, powinni przybyć do Lourdes na rekolekcje.

Brama Pirenejów

Wielojęzyczny i wieloetniczny tłum po procesjach zazwyczaj udaje się na spoczynek. Kiedyś sanktuarium było dostępne dla pielgrzymów przez całą dobę, jednak względy bezpieczeństwa po zamachach terrorystycznych zdecydowały, że bramy zamykane są o północy, by otworzyć się przed wiernymi znów o szóstej rano.

Przypominające małe ryksze, niebieskie wózki z pasażerami są ciągnięte przez wolontariuszy na drugi brzeg rzeki Gave do Accueil Notre Dame, który od ponad 20 lat łączy funkcję domu pielgrzyma i szpitala. Albo pozostają wraz z tłumem pieszych pielgrzymów w centrum miasta, podążając do jednego z hoteli, w których liczbie Lourdes ustępuje we Francji jedynie Paryżowi. Polacy jako jedyni mogą zanocować w polskim Domu Pielgrzyma „Bellevue”.

Z jego nazwą wskazującą na piękny widok ze wzgórza można by polemizować, zwłaszcza gdy ma się możliwość spojrzenia na Lourdes z górującego nad miastem zamku, tysiącletniej twierdzy, która mieści dziś Muzeum Pirenejskie, prezentujące kulturę i tradycję zamieszkujących okoliczne doliny Górali. Lourdes jest bowiem także bramą Pirenejów. Może być więc pretekstem dla wędrówki w stanowiące naturalną granicę Francji i Hiszpanii góry, które można podziwiać, nawet jeżeli nie ma się już siły do wspinaczki na szczyty. O ile bowiem alpinizm kładł nacisk na fizyczny czy wręcz sportowy charakter mierzenia się z górami, o tyle wykształcony w tym samym czasie, w XIX wieku, termin „pireneizm” z takim aspektem poznawania gór zrównywał ich doświadczenie estetyczne, emocjonalne czy wręcz duchowe.

Możemy wyjechać z Lourdes naziemną kolejką na Pic du Jer i podążyć drogą prowadzącą do skalnego amfiteatru, jaki tworzy cyrk lodowcowy Gavarnie (wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO). Albo też udać się do Cauterets, zimą czołowej stacji narciarskiej w rejonie i znanego z wód termalnych uzdrowiska, latem natomiast przede wszystkim bramy do utworzonego pół wieku temu Parku Narodowego Pirenejów Zachodnich.

W ambulifcie zmierzającym w stronę powrotnego airbusa jedzie poruszająca się na wózku Polka wraz z opiekującą się nią córką. Jean Buscail przez całą drogę trzyma starszą panią za rękę. ©

Autor dziękuje tłumaczce Monice Nowackiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 35/2017