Lektury świąteczne

W Boże Narodzenie obchodzono pierwszą rocznicę tsunami. Obejrzałem wstrząsający dokument, pozlepiany z fragmentów amatorskich filmów wideo. Przy wspaniałym słońcu i bezchmurnym niebie na brzegu morza kłębią się tłumy ludzi różnych ras, nagle na horyzoncie pojawia się biała linia, która z szybkością odrzutowca zbliża się do brzegu. Wszyscy patrzą z zainteresowaniem, nie wiedząc, że chodzi o morderczą falę wywołaną podziemnym wstrząsem... Kiedy wtargnęła na ląd, na ucieczkę było już za późno.

08.01.2006

Czyta się kilka minut

W tym samym czasie czytałem znów Jarosława Marka Rymkiewicza "Umschlagplatz", książkę, którą mam od dawna, ale gdzieś się zapodziała i w Święta wypłynęła niespodzianie. To historia ponad 300 tysięcy Żydów, którzy wysłani zostali z warszawskiego Umschlagplatzu do gazu. Cała książka zbudowana jest na nadzwyczaj dociekliwej, częściowo wyobrażonej rekonstrukcji ostatnich chwil ofiar i scenerii, w której to wszystko się działo. W Indonezji, Tajlandii i na Cejlonie ćwierć miliona ludzi zginęło w jednym momencie od skurczu skorupy ziemskiej; natura pokazała, do czego jest zdolna. Mord na Żydach był natomiast dziełem czysto ludzkim, wynikającym z intencji państwa niemieckiego.

Niemcy obchodzą teraz 60. rocznicę wypędzeń. Jako wypędzony ze Lwowa rozumiem, co to znaczy. Kiedy jednak mówi się wyłącznie o Niemcach wygnanych decyzją aliantów z Czechosłowacji i Polski, rodzi się we mnie myśl, że Żydzi wywożeni przez warszawski Umschlagplatz na śmierć chętnie zgodziliby się na to, żeby ich dokądś wypędzono, pozwalając przeżyć. Nie dano im jednak takiej szansy, nie ma prawie świadków tej zbrodni, słychać za to donośny głos prezydenta Iranu, który oświadcza, że Holokaust jest fikcją wymyśloną przez Żydów i Amerykanów.

Czai się tu zarzewie konfliktu, który może być zapłonem kolejnej wojny światowej. Benjamin Netanjahu, konkurent izraelskiego premiera Szarona w wyścigu do władzy, oświadczył, że gotów jest zbombardować irańskie ośrodki atomowe, na co Iran szybko zakontraktował w Rosji rakiety krótkiego i średniego zasięgu. W "National Geographic" znalazłem tablicę statystyczną, która pokazuje, ile milionów ludzi zginęło w minionych dziesięcioleciach. To liczby niewyobrażalne - nigdy jeszcze ludzie nie zabili tylu innych ludzi. Pewnej dziennikarce z Berlina powiedziałem kiedyś, że jesteśmy rasą drapieżców. Zastanawiałem się potem, czy nie przesadzam - dziś jestem pewien, że nie!

Czytałem orędzie prezydenta Kaczyńskiego i odniosłem wrażenie, że właściwie nic tam nie ma. Ponieważ premierowi udało się tymczasem zdobyć dla Polski sporo unijnych pieniędzy, pomyślałem, że gdybym to ja pisał tekst przemówienia inaugurującego prezydenturę, powiedziałbym najpierw tak: 10 procent z tych brukselskich miliardów należy przeznaczyć na naukę. Jeżeli ktoś upiera się przy pomyśle budowy IV Rzeczypospolitej, powinien zacząć od nauki, i to w najszerszym rozumieniu, bo jak dotąd najlepszy materiał ludzki wypłukiwany jest za granicę. To oczywiście nie jest program na jedną kadencję, ale trzeba go wreszcie stworzyć!

Temat drugi to skandaliczny stan naszej infrastruktury, zwłaszcza komunikacyjnej. Powinniśmy mieć autostrady przynajmniej takie jak Słowacy, bo o Niemcach nie ma co wspominać. Nowy prezydent powinien też obiecać, że do życia ekonomicznego będzie się wtrącał jak najmniej. Nie jestem entuzjastą koncepcji niewidzialnej ręki rynku, jednak lepsze to od wybiórczych interwencji, których skutki rozmijają się z zamierzeniami. Prezydent wspomniał o dywersyfikacji naszej energetyki, wolałbym jednak poznać szczegóły. Największe zagrożenia, choć nie militarne, czekają nas niestety wciąż ze wschodu, ponieważ Putin zdecydował się usztywniać swoje stanowisko, zwłaszcza po tym, kiedy udało mu się zrobić ze Schrödera wiernego i powolnego sługę.

Wrócę jeszcze do moich lektur świątecznych: znalazł się wśród nich trzeci tom historii powojennej filozofii w Polsce, gdzie jest też hymn na moją cześć jako filozofa. Sporo miejsca poświęcono Narcyzowi Łubnickiemu, którego z przyjemnością czytałem po wojnie; to był autor bardzo antymarksistowski i miał z tego powodu duże przykrości. Nasza filozofia w odgałęzieniu analitycznym w latach 50. właściwie przestała istnieć, bo marksizm wszystko przytłumił, poza nim mogło się rozwijać tylko to, co było pod ochroną Kościoła.

Pod choinkę położono mi trzy historie kryminalne z dawnego Wrocławia, czyli Breslau, autorstwa Marka Krajewskiego. Podziwiałem w nich nie tyle fabularne powikłania, ile fakt, że autor, urodzony w latach 60., potrafił tak wejść w materię przeszłości. Wykonał robotę paleontologa, który rekonstruuje pradawne stworzenia na podstawie szczątków odnalezionych w pokładach geologicznych, i odtworzył zupełnie nam obcy pejzaż niemieckiego Wrocławia z lat 30.

Po lekturze "Umschlagplatzu" powróciłem do encyklopedii leśmianowskiej Rymkiewicza i ponownie się zdumiałem, że tak niewiele wiadomości mamy o poecie tak wielkim. Sam jestem admiratorem jego dzieła i zgadzam się z Rymkiewiczem, że czas go nie skruszy, choć Zawodziński odsądzał poezję Leśmiana od czci i wiary, a demonstracje Tuwima, który przed Leśmianem klękał i całował go po rękach, wydawały mi się fałszem podszyte.

W obfitej poczcie świątecznej znalazłem list ze Szczecina; autor pisze, że wprawdzie bardzo mu miło, dziękuje, życzy i w ogóle, wolałby jednak, by moje felietony były mniej ponure. Ale ja po prostu skupiam się na tym, o czym się dowiaduję z telewizji, z "Heralda", z "New Scientist". Bardzo chciałbym obwieścić: oto jest jakaś nadzieja, jak mówią Niemcy - ein Silberstreifen am Horizont - nic mi jednak nie przychodzi do głowy.

Wiem na przykład, że w obszarach podmorskich i podoceanicznych stosunkowo płytko leżą nieprzebrane zasoby hydratów metanu, ale nie można ich eksploatować, ponieważ kiedy się je wydobywa spod wielusetmetrowych warstw wody, natychmiast ulatniają się do atmosfery. Gdyby ktoś - niechby i w Polsce - wymyślił sposób ich spożytkowania, zarobiłby na Nobla i wszystkich by uszczęśliwił. To najszczersza utopia - ale takie właśnie utopijne pomysły przychodzą mi na myśl jako jedyna kotwica, jaką chętnie bym zarzucił, by uzyskać bardziej optymistyczną perspektywę. A na razie jedyna pociecha, że Niemcy przysłali mi trochę marcepanu dietetycznego dla diabetyków...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2006