Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Niestety, Frasyniuk nie ma racji. Niestety, bo gdyby Kwaśniewski zwariował, sprawa byłaby błaha. A nie jest. Wprawdzie merytoryczna polemika z tezą, że stan wojenny był "momentem założycielskim" wolnej Polski - rozwijając ją, Kwaśniewski dowodził, iż Jaruzelski był w gruncie rzeczy najbardziej zakonspirowanym z konspiratorów lat 80., bo swą polityką "ogrywał" skutecznie Sowietów - nie ma sensu. Jego teza niewiele mówi o latach 80., ale sporo mówi o Kwaśniewskim dziś. Brzmi znajomo: podobne twierdzenia znaleźć można na stronie internetowej Jaruzelskiego, gdzie wykłada on swą wizję historii (treść strony przeanalizował historyk Maciej Korkuć, jego tekst publikujemy na www.tygodnik.onet.pl). Jest tam np. zdanie: "Wojciech Jaruzelski (...) publicznie wypowiadał się za przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej wskazując jednoznacznie, że stanem wojennym osobiście utorował drogę do integracji Polski z UE".
"To, co jest w pamięci, jest tym, co jest realne" - pisał poeta. Kwaśniewski nie zwariował. On konstruuje nową narrację historyczną. To próba opowiedzenia na nowo nie tylko biografii własnej, ale też jego środowiska - w PRL ostatniego pokolenia ludzi władzy, którzy po 1989 r. stali się postkomunistyczną elitą polityczno-ekonomiczną - w taki sposób, by miała ona sens. Psychologicznie to wytłumaczalne: Kwaśniewski chce, by jego życie nie było postrzegane jako suma zabiegów zmierzających do tego, by zawsze, przed rokiem 1989 i później, być - jak śpiewał Kaczmarski - "na górze", bo tu można "żyć najpełniej i najdłużej". Gdyby ciągnąć tę narrację, trzeba by rzec: ci, którzy przed 1989 r. występowali przeciw systemowi, ze wszystkimi tego dla nich konsekwencjami, byli frajerami. Nawozem historii.