Kosowo: budowanie na piasku

Dobra wola, wishful thinking i środki materialne okazały się w Kosowie równie mało skuteczne, co gipsowanie szczelin tektonicznych.

28.03.2004

Czyta się kilka minut

Weekend przyniósł uspokojenie: nawet pogrzeb albańskich chłopców, których śmierć dała początek ubiegłotygodniowej erupcji nienawiści, skończył się bez zamieszek - prawda, że obstawiony kordonami sił międzynarodowych KFOR.

Można przypuszczać, że wobec mobilizacji KFOR-u spokojne będą najbliższe tygodnie, może miesiące. Nadszedł czas opisu, buchalterii i akcji społecznych. Historycy zestawiać będą spisy zniszczonych cerkwi (albański tłum podpalił 90 proc. z tych, jakie zachowały się jeszcze w prowincji, wśród nich XIV-wieczny kompleks zabudowań Patriarchatu w Peći i jedyny w Kosowie żeński klasztor prawosławny Devič). Serbscy ochotnicy z Niš i Kragujeva przybywać będą w obwieszonych flagami autokarach do Kosowskiej Mitrovicy, by oddać krew dla kilkuset ofiar. W miastach Serbii trwać będzie zbiórka pieniędzy, żywności, a nawet domków campingowych dla kilku tysięcy nowych uchodźców. NATO-wscy logistycy rozdzielą mielonkę dla nowych brytyjskich, włoskich i rumuńskich batalionów. Kosowo znów zniknie z nagłówków gazet. Co miało się stać, już się stało.

Skoro tak, można zostawić opłakiwanie zabitych ich rodzinom, a dyżurnym komentatorom - wyrażanie zatroskania i przypominanie znowu dziejów “kosowskiego sporu" (niektórzy sięgają do bitwy na Kosowym Polu w 1389 r., inni zaczynają od interwencji humanitarnej NATO w 1999 r.). Można natomiast zastanowić się, co - poza ludzką tragedią - było najbardziej niepokojące w tym wybuchu i dlaczego spokój, który znów zapanuje, nie powinien nikogo zwieść.

Jeśli zrezygnować z pokusy odtwarzania dziejów Kosowa ab ovo, przyznać trzeba, że tamtejszy konflikt, który rozpoczął się na dobre pod rządami Miloševicia, był w istocie sporem politycznym - i być może w połowie lat 80. możliwe było jeszcze rozwiązanie go środkami politycznymi, tj. demokratyzacją i zwiększeniem autonomii. Etniczny wymiar stawał się, rzecz jasna, coraz bardziej widoczny i obie strony posługiwały się retoryką “zagrożonej Serbii" i “zagrożonej Albanii". Jednak nigdy dotąd nie przybrał on charakteru konfliktu cywilizacyjnego: starcia islamu i prawosławia. Owszem, zdarzały się (zwłaszcza po stronie serbskiej) próby prezentowania sporu o Kosowo jako obrony “przedmurza" czy spiskowe wizje “zielonego (islamskiego) szlaku", rozciągającego się jakoby od Turcji, przez Albanię i Kosowo, aż po Bośnię.

Zwykle starczyło odpowiedzieć na to, że kosowscy Albańczycy są, jak reszta obywateli Jugosławii, zateizowani; że ich przywiązanie do islamu ma charakter kulturowy; że znaczna część mieszkańców Kosowa (i Albanii) wyznaje nie islam, lecz prawosławie i katolicyzm; że wywiady świata nie wykryły w Kosowie sympatyków Al-Kaidy.

A jednak ubiegłotygodniowa pożoga była w znacznej mierze efektem konfrontacji dwóch religii. To budynki sakralne atakowano w pierwszej kolejności. Albański tłum podpalał cerkwie w Kosowie, a tłum serbski meczety w Serbii: w Nowym Sadzie, Niszu i Belgradzie (co nie miało miejsca nawet w najgorszych dniach wojny w Bośni!). Tym samym spór zaczął wpisywać się w logikę “starcia cywilizacji", dokonującego się jakoby od Iraku i Czeczenii po Hiszpanię.

Przeważająca część Serbów (przy całej głębi resentymentów i pamięci własnych krzywd) zdawała sobie dotąd sprawę, że w Kosowie “nie wszystko było w porządku" - i za Tity, i za Miloševicia. Przeciwnicy procesów w Hadze z reguły domagali się sądzenia oskarżonych w kraju, a nie uniewinnienia - i nie było to dyktowane oportunizmem. Nawet jeśli w ferworze bałkańskiego przerzucania się winą Belgrad zapędzał się w tezy o własnej niewinności, czynił to półgębkiem i bez przekonania.

Tym razem, po raz pierwszy od początku lat 90., Serbowie poczuli się w pełni ofiarami. Rzeczywiście: w przypadku ubiegłotygodniowych zamieszek nie sposób mówić o serbskiej prowokacji. Pogłoski o szczuciu psami albańskich chłopców okazały się równie wiarygodne, co plotki o mordzie rytualnym, mobilizujące kiedyś tłum w Europie Wschodniej. Atak na Serbów był zorganizowany; jego ofiarą padli serbscy starcy, dzieci i ci, którzy zaufali wspólnocie międzynarodowej, gwarantującej bezpieczeństwo wracającym Serbom.

Tego nie da się cofnąć. Serbia pamiętać będzie o ofiarach marca 2004 właśnie jako o ofiarach - co na długo uniemożliwi debatę o serbskiej winie, która już się rozpoczynała.

Wybuch starć skompromitował wprawdzie wspólnotę międzynarodową na poziomie taktycznym (jak po pięciu latach stacjonowania w prowincji mogła okazać się tak nieprzewidująca?!). Jednak na poziomie strategicznym okazuje się ona jedyną siłą zdolną do utrzymania już nie pokoju, a zawieszenia broni. NATO, które gotowe już było ustępować miejsca UE, musi zdobyć się na jeszcze jedną mobilizację. Na międzynarodowy protektorat trzeba się zgodzić. Alternatywą jest mobilizacja serbskiej armii, na którą Belgrad będzie musiał się zgodzić pod naciskiem ulicy, która nie chce przyglądać się pogromom w Kosowie. A to uruchomiłoby - by sięgnąć po termin, z którego publicyści z ulgą gotowi byli zrezygnować - “bałkańskie domino".

Żeby tego uniknąć, bataliony NATO ściągają do rozbudowywanych baz, Serbowie oddają krew, a belgradzcy i prisztińscy licealiści zdobywają pierwsze doświadczenia polityczne, skandując - odpowiednio - “serbskie Kosowo!" lub “albańskie Kosowo!". Dla Kosowa nie ma dziś dobrych rozwiązań.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2004