Koran czy konstytucja?

We wszystkich krajach Europy posiadających społeczności muzułmańskie trwają żarliwe dyskusje, a ich centralne pytania brzmią podobnie: na jak wiele można pozwolić tym, którzy głoszą nienawiść do ludzi innej religii? Czy tolerancja, którą Europejczycy się tak chlubią, oznacza konieczność tolerowania nietolerancji?.

09.01.2005

Czyta się kilka minut

“Multi-kulti" - jakaż to była piękna idea! Neologizm ów wszedł do języka niemieckiego w latach 70. Jego entuzjaści chcieli społeczeństwa wielokulturowego, a punktem wyjścia dla ich wizji była obecność w Niemczech Zachodnich kilku milionów - Włochów, Jugosłowian, Hiszpanów, Greków i przede wszystkim Turków - którzy przybywali tam od lat 50. w poszukiwaniu pracy. Republika Federalna jako wieloetniczny i wielokulturowy raj, w którym wszystkie społeczności żyją zgodnie, na równych prawach, ucząc się od siebie i szanując nawzajem... Tak to miało wyglądać.

“Multi-kulti" - to też nazwa radia nadającego audycje w wielu językach, powołanego do życia wiele lat temu w Berlinie i kosztującego masę pieniędzy z podatków. Radia, którego prawie nikt nie słucha. “Multi-kulti" stało się też znakiem firmowym siły politycznej, która rodziła się 30 lat temu: Zielonych. Dziś Zieloni to część politycznego establishmentu, od sześciu lat razem z socjaldemokracją rządzą Niemcami. A wizja “multi-kulti" odchodzi do historii.

Jak było, jak jest

Wątpliwości pojawiały się już wcześniej, a zamachy z 11 września 2001 r. je potwierdziły. Jednak decydujący cios wielokulturowej iluzji zadała śmierć krytykującego islam holenderskiego reżysera Theo van Gogha, zamordowanego przez muzułmańskiego obywatela Holandii.

Zabójstwo wywołało wielką debatę w Holandii i w innych krajach. W Niemczech przewodnicząca chadeckiej CDU Angela Merkel mówi o “dramatycznej porażce" socjaldemokratyczno-zielonego modelu społecznego; Edmund Stoiber, lider drugiej partii chadeckiej, CSU, chce bronić chrześcijańskiego charakteru Niemiec i chce, by każdy cudzoziemiec składał przysięgę na wierność konstytucji. Kanclerz Gerhard Schröder ostrzega przed starciem kultur i żąda od muzułmanów deklaracji, że opowiadają się za porządkiem prawnym. Jedynie Zieloni upierają się, iż wielokulturowy model jest nadal słuszny. Ich poseł w Bundestagu Christian Ströbele złożył nawet absurdalną propozycję, by wprowadzić ustawowe święto muzułmańskie, poświęcając na to jakieś święto chrześcijańskie.

Statystyka dowodzi, że problemy z cudzoziemcami dotyczą głównie muzułmanów. W Niemczech mieszka 600 tys. Włochów, 560 tys. Serbów i Chorwatów, po kilkaset tysięcy Rosjan, Greków, Polaków i Portugalczyków. Z nimi wszystkimi, jak mówił niedawno minister spraw wewnętrznych Otto Schily, nie ma kłopotów. Również Azjaci podejmują wysiłki, by integrować się ze społeczeństwem. Inaczej społeczność muzułmańska - w coraz większym stopniu staje się obciążeniem.

W Niemczech mieszka 82 mln ludzi, z czego 7,3 mln to cudzoziemcy. Trzy miliony z nich to muzułmanie (w sensie religijnym lub kulturowym); jest wśród nich 1,9 mln Turków i 1,1 mln Arabów. Szczególnie Turków witano kiedyś z otwartymi ramionami: stanowili tanią, potrzebną gospodarce siłę roboczą. Dziś tylko 44 proc. ma pracę. Wśród korzystających z zasiłków dla bezrobotnych Turcy są reprezentowani trzy razy częściej, a wśród korzystających z pomocy socjalnej dwa i pół raza częściej niż Niemcy. Ocenia się, że dwa miliony cudzoziemców utrzymuje się dzięki opiece społecznej. W obliczu takich liczb trudniej bronić tezy, że cudzoziemcy wnoszą wkład w dobrobyt całego kraju.

Większość i mniejszość

Co więcej, nie sposób dziś twierdzić, że ta ogromna społeczność jest zintegrowana. Przyjęta po wieloletnich sporach nowa ustawa o imigracji nie stworzyła skutecznych mechanizmów integracyjnych. Podczas gdy np. w USA najważniejszym narzędziem integracji jest szkoła, w której nowi obywatele przyswajają sobie język angielski, w niemieckich szkołach dominowała koncepcja nauczania w języku ojczystym - zobowiązanie do używania niemieckiego postrzegano (przynajmniej początkowo) jako dyskryminację.

Konsekwencje są fatalne. Badania instytutu “Ifo" sprzed kilku lat wykazały, że aż 41 proc. żyjących w Niemczech muzułmanów kończy edukację na minimalnym szczeblu obowiązkowym (w przypadku Niemców - 25 proc.). Prawie 20 proc. przestaje się uczyć nawet wcześniej (Niemcy - 8 proc.). A słaba znajomość niemieckiego i kiepskie wykształcenie prowadzą do tego, co w niemieckiej debacie o imigracji traktowane jest jak “gorący kasztan": przestępczości. Pomijając nawet częste w tej grupie wykroczenia o charakterze meldunkowo-paszportowym, przestępczość wśród cudzoziemców jest dwa i pół raza wyższa niż wśród Niemców; chodzi zwłaszcza o ciężkie przestępstwa.

Od dawna wiadomo też, że społeczność muzułmańska słabo zakorzeniła się w Niemczech i wśród tych trzech milionów muzułmanów - nastawionych najczęściej pokojowo - żyje 30 tys. fundamentalistów. Dopiero śmierć van Gogha doprowadziła jednak do zerwania z udawaniem, że problemów nie ma. Teraz wielu Niemców obawia się “wojny kultur". Uwaga opinii publicznej kieruje się szczególnie na meczety i przesłanie, jakie muzułmańscy duchowni formułują w kazaniach. A że ostatnie wydarzenia otworzyły ludziom oczy na niebezpieczeństwo religijnego ekstremizmu, z prawie wszystkich partii płyną głosy wzywające do “polityki twardej ręki" wobec kaznodziejów głoszących nienawiść.

Za przeszkodę do pokojowego współistnienia większości z mniejszością uważa się dwa tysiące działających w Niemczech muzułmańskich domów modlitwy. Urząd Ochrony Konstytucji [odpowiednik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - red.] twierdzi, że ok. sto z nich można sklasyfikować jako “ośrodki radykalizacji i rekrutacji przyszłych terrorystów". Państwo chce stosować wobec nich ostrzejsze środki. Wiceszef frakcji CDU w Bundestagu Wolfgang Bosbach wzywa: “pożegnajmy się z nimi, lepiej dziś niż jutro". Nimi - czyli paroma tysiącami fundamentalistów (z owych 30 tys.), którzy w ocenie Urzędu gotowi są stosować przemoc.

"Kalif" i inni

Że nie jest to proste, dowodzi przypadek “kalifa z Kolonii", czyli imama Mehtiego Kaplana. Duchowny, żyjący od lat z zasiłków socjalnych, nie tylko wygłaszał pełne nienawiści tyrady przeciw “niewiernym", ale proklamował powstanie “kalifatu", muzułmańskiego quasi-państwa i wezwał do “świętej wojny". Musiało minąć wiele lat, nim samozwańczy kalif został wydalony do Turcji, gdzie trafił do więzienia. Podobne ekstradycje są w Niemczech rzadkie, także dlatego, że władze nie mogą kontrolować wszystkich meczetów.

To, co często nie udaje się powołanym do tego służbom, udało się (choć przypadkowo) pod koniec 2004 r. ekipie telewizji ZDF. Dziennikarze sfilmowali kazanie wygłoszone w zamieszkanym przez Turków berlińskim Kreuzbergu przez imama Yakupa T., który podjudzał słuchaczy przeciw Niemcom (mówiąc np. “Niemcy to cuchnący niewierni, z których Bóg nie ma żadnego pożytku; a cuchną, bo nie golą sobie włosów pod pachami"). Po emisji materiału w telewizji wszczęto śledztwo pod zarzutem podżegania do nienawiści rasowej i obrażania innych narodowości. Jest niemal pewne, że imam zostanie wydalony do Turcji. Funkcjonariuszom Federalnego Urzędu Kryminalnego [odpowiednik Centralnego Biura Śledczego - red.] udało się za to zapobiec zamachowi na premiera Iraku Ijada Alawiego podczas jego grudniowej wizyty w Niemczech; atak planowała grupa terrorystyczna “Ansar al-Islam".

Każde z tych wydarzeń wywołuje w Niemczech gorące dyskusje. Centralne pytanie brzmi zawsze podobnie: gdzie leży granica tolerancji? Włączając się w te spory prezydent Horst Köhler przyznał, że “coś złego stało się" między chrześcijanami a muzułmanami i wezwał tych ostatnich, by bardziej zdecydowanie dystansowali się od radykalnych współwyznawców. Minister Schily groził: “Tolerancja nie oznacza tolerowania nietolerancji".

A Hans Buschkowsky, burmistrz 300-tysięcznej berlińskiej dzielnicy Neukölln, w której mieszkają Turcy i Arabowie, stwierdził lapidarnie: “Holandia nie jest daleko". Buschkowsky wie, co mówi - w Neukölln funkcjonuje coś, w czego istnienie wątpią apologeci “multi-kulti", czyli “równoległe" społeczeństwo muzułmańskie kierujące się własnymi normami. I nie ma niczego, czego tutejsi muzułmanie (to często trzecie pokolenie żyjące w Niemczech) nie mogliby załatwić w ojczystym języku. “Integracja nie jest prawem natury, nie dokonuje się sama z siebie" - mówi Buschkowsky. Młodzi muzułmanie coraz rzadziej interesują się otaczającym ich społeczeństwem i jego wartościami, gdyż ważniejsze są dla nich “duma narodowa" i “własne dziedzictwo kulturalne". Tylko jak rozpoznać moment, w którym chęć pielęgnowania muzułmańskiej tradycji przechodzi w fundamentalizm i nienawiść do zachodnich wartości?

Wszystko to nie pozostaje bez wpływu na nastawienie Niemców do cudzoziemców. Rośnie niechęć (o ile nie wrogość), także klasy średniej, zwłaszcza do islamu. 70 proc. Niemców twierdzi, że islamska kultura nie pasuje do świata zachodniego. Co trzeci zgadza się ze zdaniem: “Patrząc na tak wielu muzułmanów, czuję się czasem obcy we własnym kraju".

Europa to konglomerat sprzeczności. W chwili, gdy przywódcy 25 państw Unii Europejskiej podejmują w Brukseli decyzję o rozpoczęciu negocjacji członkowskich z Turcją, w kilku ważnych krajach unijnych narasta przekonanie, że integracja muzułmańskich imigrantów nie powiodła się.

“Kto grzebie hegemonię europejskiej kultury, podważa takie fundamentalne zasady jak świeckość i indywidualna wolność. Nie można zgodzić się na dyskutowanie o wszystkim. Ideologia, która uderza w równouprawnienie mężczyzn i kobiet (jak islam), nie może być podstawą nowoczesnej demokracji, gdyż pozbawia połowę ludności praw obywatelskich" - stwierdził pisarz Richard Wagner w dzienniku “Frankfurter Rundschau".

Trudno o bardziej precyzyjne nazwanie błądzenia we mgle, jakim jest zachodnioeuropejska polityka wobec imigrantów.

Przełożył Wojciech Pięciak

---ramka 343854|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 02/2005