Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Powiedzieć, że ta decyzja wywołała szok (i to, podkreślmy od razu, nie tylko w świecie sportu) – to nic nie powiedzieć. Mowa przecież o słynnym Jürgenie Kloppie, który już w czasach, gdy prowadził Borussię Dortmund, dał się poznać nie tylko jako wybitny szkoleniowiec, na niemieckim gruncie rzucający wyzwanie potężnemu Bayernowi, ale także komentator rzeczywistości polityczno-społecznej, ze swobodą poruszający się nawet w Urzędzie Kanclerskim. Po przenosinach do Anglii, gdzie w 2015 r. przejął Liverpool, jego globalna rozpoznawalność jeszcze wzrosła.
Niewiele jest wszak w świecie futbolu firm owianych taką legendą – i ze względu na europejskie sukcesy, i ze względu na epizody dramatyczne, z tragedią na stadionie Hillsborough w pierwszej kolejności. Również na Wyspach Klopp rzucił wyzwanie potęgom, przede wszystkim prowadzonemu przez Pepa Guardiiolę Manchesterowi City. Poprowadził Liverpool do pierwszego od 30 lat mistrzostwa kraju i triumfu w Lidze Mistrzów; w zasadzie nie było trofeum, którego w ciągu minionych dziewięciu lat zdobyć by nie zdołał. Ta drużyna miała w przeszłości szczęście do trenerów – Bill Shankly jest pierwszym, który przychodzi do głowy w jej kontekście, ale dziś nazwisko Niemca wymienia się jednym tchem z nazwiskiem Szkota.
Powiedzieć, że ta praca musiała być wyczerpująca, to również nic nie powiedzieć. I nie chodzi tylko o to, że osobowość Kloppa pasuje do stylu gry jego drużyn: niebywale intensywnego, opartego o nieustający nacisk na rywala, a po odebraniu mu piłki – błyskawiczny atak; jeszcze w czasach Borussii mówiło się, że jego piłkarze grają „heavy metal football”.
W sezonie 2021/22 Liverpool wygrał Puchar Anglii i Puchar Ligi Angielskiej, ale w ostatnim tygodniu rozgrywek przegrał mistrzostwo Anglii (kolejny raz zwyciężyło MC Guardioli), a potem finał Ligi Mistrzów z Realem – koszta tamtego boju dało się odczuć jeszcze wiosną 2023 r.
Okres liverpoolski Kloppa przypadł również na czas pandemii, lockdownu, a potem meczów rozgrywanych przy pustych trybunach. W sumie niewielu jest szkoleniowców, którzy potrafiliby wytrwać w jednym miejscu tak długo: inny celebryta trenerskiego fachu, José Mourinho, stracił właśnie pracę w Romie, jak zwykle w przypadku Portugalczyka – w trzecim roku pracy.
Ostatnich dziewięć sezonów Kloppa to wymiana pokoleniowa wśród zawodników i konieczność rozpoczynania wszystkiego od nowa: w bieżących rozgrywkach niezwykle udana, bo Niemiec (którego kontrakt z Liverpoolem kończy się dopiero za dwa lata) ogłasza swoje odejście w chwili, gdy odmłodzona drużyna przewodzi w tabeli Premier League, znów awansowała do finału Pucharu Ligi, a walczy jeszcze o triumf w Pucharze Anglii i w Lidze Europy.
Polski futbol jest jak polskie państwo [Tematy Tygodnika]
„Jestem sportowym autem, może nie najlepszym, ale cały czas niezłym – tłumaczy swoją decyzję w charakterystycznym dla siebie stylu 56-letni Klopp w filmie wyemitowanym przez klubową telewizję. – Wciąż potrafię jechać szybko, ale ja jako jedyny widzę, że kończy mi się w baku paliwo”. Na konferencji prasowej dodaje, że na trzech kołach daleko nie zajedzie, a rola pasażera go nie interesuje - oraz że dla jego trenerskich umiejętności kluczowa jest energia i zdolność nawiązywania relacji.
W sumie to chyba za tę szczerość trzeba mu podziękować przede wszystkim, zostawiając na boku spekulacje, jaki to wyznanie będzie miało wpływ na walkę o kolejne mistrzostwo kraju albo czy kolejnym szkoleniowcem Liverpoolu może zostać były piłkarz tej drużyny, prowadzący obecnie Bayer Leverkusen Xabi Alonso. Trzeba podziękować za lekcję odpowiedzialności i za siebie, i za powierzoną sobie instytucję. Nie pierwszą zresztą w jego przypadku, bo podobną decyzję podjął po siedmiu latach pracy z Borussią.
Zdarzało mi się czytywać teksty o Kloppie jako wzorcu nowej męskości. O człowieku tyleż walecznym, co empatycznym. Przy linii bocznej wybuchowym, później zaś potrafiącym przeprosić i przyznać się do błędu. Czasami hałaśliwym, często szczerzącym się od ucha do ucha, ale umiejącym także rozpłakać się w trakcie wywiadu, nie tyle zrzucającym skorupę, co niepróbującym nawet udawać, że ją posiada.
Decyzja o odejściu z Liverpoolu, podjęta w momencie, gdy klub znów znalazł się na fali wznoszącej, a uzasadniona właśnie poczuciem wypalenia – wzmocni jeszcze ten wizerunek. Gdziekolwiek teraz pójdzie, nigdy nie będzie szedł sam (by zacytować najsłynniejszą pieśń śpiewaną przez fanów drużyny, której przez ostatnie dziewięć lat dał tak wiele).