Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Objął on redakcję małego biuletynu wydawanego przez wydział literatur europejskich pt. “Books Abroad" i przekształcił go w grubaśny kwartalnik “World Literature Today", czyli “Literatura światowa dzisiaj", składający się głównie z recenzji książek wydawanych za granicą. Pismo miało tę zaletę, że można tam było dowiedzieć się o książkach wydawanych m.in. w krajach bałtyckich i słowiańskich.
Dzieje starań Ivaska o poszerzenie kręgu swojej działalności nie są mi wiadome. Ivask działał nie tylko jako profesor i redaktor, ale rozszerzał także swoje pole akcji. Jego staraniem została ustanowiona międzynarodowa nagroda literacka, przyznawana łącznie przez “World Literature Today" i University of Oklahoma. Ufundowała ją rodzina oklahomskich nafciarzy nazwiskiem Neustadt. Stąd też jej pełna nazwa: The Neustadt International Prize for Literature. Nagrodę przyznawało co dwa lata międzynarodowe zmieniające się jury pod przewodnictwem redaktora pisma - Ivaska. W ten sposób Ivask stał się szarą eminencją za kulisami nagrody, która uzyskała międzynarodowy rozgłos i zaczęła być nazywana “małym Noblem", bo rzeczywiście wielu jej laureatów wkrótce otrzymało Nagrodę Nobla.
Wśród laureatów znaleźli się: w 1972 Gabriel Garcia Marquez - Nobel 1982, w 1978 Czesław Miłosz - Nobel 1980, w 1982 Octavio Paz - Nobel 1990, w 1990 Tomas Tranströmer - poważny kandydat do Nobla, wreszcie w tym roku - Adam Zagajewski, o którym także mówi się od paru lat jako o kandydacie do tej nagrody.
Tak więc Ivar Ivask aż do odejścia na emeryturę w 1991 roku mógł być dumny ze swego dzieła, które jednak było dziełem organizatora, nie poety. Jego ambicje pisarskie nie znajdowały nasycenia i postanowił wyjść poza granice zakreślone przez jego estoński język, pisząc po angielsku i wydając w Ameryce swoje “Elegie bałtyckie".
Jest to poemat próbujący dać syntezę dziejów i ducha krajów bałtyckich, obiektywizując je, ale i wprowadzając dygresje złożone z osobistych wspomnień.
Przyjaźniłem się z Ivaskiem, do czego być może przyczyniało się nasze bałtyckie wspólne pochodzenie. Urodził się w Rydze, w pewnym sensie mieście mojej babki i mojego ojca. Był jak ja uchodźcą, którego liczne męki umiałem zrozumieć. Poczuwałem się też do wdzięczności za nagrodę Neustadt i nie mogłem pozostać obojętny na jego nieśmiało wyrażone nadzieje, że przetłumaczę “Elegie bałtyckie" na polski. Dziesięć elegii w moim przekładzie ukazało się w “Kulturze" Giedroycia w 1988 roku (nr 7-8).
Ivara Ivaska często wspominam i myślę o nim jako o człowieku i jako uczestniku konfraterni poetów, o której nie mam wysokiego zdania, bo wiem o niej, wliczając w to siebie, zbyt wiele, żeby pomijać humorystyczne spory o stopień zdobyty we wspinaniu się na górę sławy. Pomyślcie tylko, co znaczyło być rzuconym w małe miasteczko stanu Oklahoma, w którym nie tylko nie było nikogo zdolnego ocenić jego estońskie wiersze, ale zapewne nie było nikogo znającego ten język. Ale przecie nie otrzymujemy bezgranicznego czasu życia i musimy dawać sobie radę z czasem, który jest nam przydzielony. Ostatecznie byłem świadkiem nieprawdopodobnego osiągnięcia, jakim stawała się “Kultura" Giedroycia, żeby docenić rolę indywidualnego wysiłku.
Ivar nie należał do gatunku rozczochranych i zaniedbanych członków bohemy. Starannie wygolony, profesor germanistyki, ćwiczący muskuły podczas swoich codziennych jazd na rowerze z małego domku na uniwersytet (nigdy nie kupili sobie auta), spełniał, co dane mu było od losu, aż do swojej śmierci, która nastąpiła w 1992 roku.
Dziwnym zbiegiem okoliczności to wspomnienie o nim przypadło na przyznanie nagrody Neustadt Zagajewskiemu, i wskazuje, że sama zasada międzynarodowości może sprzyjać niektórym krajom, skoro wśród laureatów znaleźli się dwaj Polacy, jak zresztą też dwaj Kolumbijczycy.
Mój przekład wszystkich dziesięciu elegii ponownie ukaże się wraz z moim komentarzem na łamach krakowskiej “Dekady Literackiej", w numerze 9-10 (grudzień 2003) poświęconym literaturze estońskiej.
Elegia druga
Rzeczny łosoś w żarach zachodu. Sprężona kaligrafia
węgorzy z wysp. Odłamki bursztynu
usiały plaże, nie kruche muszle
od których tęczuje przypływ: kryształowe plastry,
słoneczna żywica, zastygłe millenia,
płatki owadów, ich trzepot w miodowej ciszy.
A Historia? Historia włada na lądzie,
tuczy się warstwami bitew, wygranych i przegranych,
latami zarazy pustoszącej domy i pola,
aż wilki wychodzą z zamarzniętego lasu
i idą do samych drzwi śmierci, w bezludne ulice,
pod nieme dzwony. Niekiedy pokój urasta
niby pole pszenicy wybielonej na białe złoto,
kiedy z ran wojny zostają tu i ówdzie czerwone maki;
i znów jest miejsce na ciche rozmowy
słońca z księżycem. Teraz już tylko
urodzić się na nowo w tym samym ładzie
błyskającego łososia, drzazg bursztynu
i inicjałów nocnych węgorzy.
Elegia dziesiąta
Zwiń ostrożnie te płynne pejzaże
żeby kolory zachowały pyłek kwietny;
zostaw im dość przestrzeni, niech unoszą się w niej, oddychają,
aż po wiekach znajdzie w nich pociechę
ktoś, kto pochyli się czytając ich kontury
i prowadząc wzrokiem wzdłuż trzech rzek:
Daugava, Nemunas, Emajogi,
wzdłuż trzech nurtów opiekuńczych, które każdy kraj
przecinają i znaczą jak linia życia na dłoni
każdej z trzech matek. Dnie nastaną
kiedy niebo rozkwitnie jak pole stokroci
a te rzeki na pewno będą, i też będą
kiedy uderzy zamarzniętą pięścią.
Profile wysp chyba się nie zmienią.
Skróci się zapewne pas bursztynu.
Ale zachowają się Bałtowie
przywarci do Bałtyku a ich sztuka
będzie rosła spiralą w nieskończoność
żeby ich prowadzić nad Bałtyk z powrotem.