Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nikt nie potrafi chodzić po wodzie. Nawet Mojżesz i Eliasz nie posiadali takiej zdolności. Wprawdzie w mitologii greckiej było to domeną kilku bóstw, ale lud Izraela nie traktował poważnie greckich opowieści. Gdy zatem czytamy w Ewangelii o Jezusie kroczącym po falach wzburzonych wód, z niedowierzaniem kręcimy głowami i wątpimy w historyczność ewangelicznego epizodu. Podobnie jak uczniami Jezusa, także nami miotają fale oporów umysłu i niepewności.
Piotr postanowił rozwiać wątpliwości w sposób nader oryginalny. "Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie". Prośba Wielkiego Rybaka zdaje się nie mieć żadnego sensu, z wyjątkiem wskazania na impulsywny charakter jego miłości i wiary pomieszanych ze zwątpieniem. Dlatego sądzę, że z tej prośby przebija nade wszystko niezrozumienie własnej roli i pozycji. Widząc Jezusa chodzącego po wodzie pośród burz i wichrów, powodowany ludzką śmiałością, Piotr zapragnął dla siebie takiej samej władzy. Zapomniał, że był tylko człowiekiem. Wychodzi z łodzi własnego życia, o którego burty biją fale przeciwności, zapominając, że może kontrolować niepewności swojego losu tylko dzięki temu, komu poddany jest cały świat. Piotr tonie, bo zapomniał, że nie jest mistrzem, a jedynie niedoskonałym zastępcą Mistrza.
Pomieszanie ról zdarza się wielu ludziom. Dziennikarzom uważającym się za polityków. Politykom uważającym się za zbawców świata. Aktorom na scenie, gdy pretendując do roli reżyserów nie mają w sobie dość pokory, by uznać, że nie osiągnęli jeszcze doskonałości i dyscypliny w prowadzeniu roli. Kapłanom uważającym się za wszechwiedzących i uznających, że wiedzą więcej od świeckich. I zdarzało się w historii nawet biskupom i papieżom, gdy śmieli uznać, że Kościół jest ich własnością, a oni prawie równi Bogu. Wydaje im się, że chodzą po falach, a są o krok od zatonięcia. Dlatego tak ważne jest poznanie naszych słabości i ograniczeń, w przeciwnym wypadku grożą nam niebezpieczeństwa. Mówi o tym pięknie św. Augustyn: "Zarozumiałe uznanie siebie za mocnego przeszkadza wielu ludziom stawać się mocnymi. Bóg nie daje daru mocy temu, kto nie jest przekonany o własnej słabości".
Są takie chwile, gdy zmuszeni jesteśmy krzyczeć jak Piotr: "Panie, ratuj!". Szczęśliwie wtedy poznajemy własne słabości, zostajemy sam na sam z życiem, aby odkryć, że tylko Bóg nas zbawia i na nikogo innego nie możemy liczyć. Dopiero wtedy wracamy z dalekiej podróży, by osiągnąć wewnętrzny pokój duszy. Jak Eliasz. Jak Piotr. Jak Odyseusz.