Foto-egzystencje

Zmarł właśnie Zbigniew Dłubak, jedna z najważniejszych postaci w dziejach dwudziestowiecznej fotografii polskiej. Wystawa, na której zobaczyć możemy m.in. jego prace, zawdzięcza Dłubakowi także tytuł. Egzystencje to jeden z cyklów fotograficznych tego artysty.

04.09.2005

Czyta się kilka minut

Zdzisław Beksiński "Człowiek z wagonu", 1958 /
Zdzisław Beksiński "Człowiek z wagonu", 1958 /

Niedawno pisałem o wystawie malarstwa pt. “Rok 1955" w warszawskiej Królikarni. “Egzystencje" są swoistym jej dopełnieniem, bo ukazują, co ciekawego działo się w tym samym czasie w fotografii. A działo się sporo.

Kluczową postacią był właśnie Zbigniew Dłubak (1921-2005), fotograf, malarz i teoretyk, wieloletni redaktor naczelny pisma “Fotografia". Związany z lewicą jeszcze przed wojną, po jej zakończeniu próbował łączyć teorię marksistowską z awangardową sztuką nowoczesną, co przez krótki moment wydawało się nawet możliwe. Na I Wystawie Sztuki Nowoczesnej w Krakowie (grudzień 1948) pokazał prace abstrakcyjne, ale opatrzone poetyckimi tytułami.

W drugiej połowie lat 50. jego fotografie zmieniły się. To wtedy powstały “Egzystencje" - spojrzenie na nieco zdegenerowaną i mało poetyczną rzeczywistość tamtego czasu: kaflowy piec, maszynę do szycia, kaloryfer, rulony papierów w pracowni, szparę w podłodze.

Obrazy tamtego świata są zarazem wyszukanym sposobem ostentacyjnego odwrócenia się od ówczesnej polityki i zwrócenia ku rzeczom drobnym, nieistotnym, ale prawdziwie ważnym.

Daje się przy tym wyczuć sprzeczna wewnętrznie tendencja, by rejestrować rzeczywistość, a zarazem odwracać się od niej. Ta intymność to zawstydzenie, a czasem duma, że to może być tak ciekawe, tak bogate. Dlatego w “Egzystencjach" fragmenty nagich ciał modelek doskonale mieszczą się obok przedmiotów i wnętrz. Ważne, że to tylko fragmenty, całości byłyby nazbyt ostentacyjne. Różne intymności spotykają się na tych zdjęciach, ale wszystkie mają ten sam cel: nieoglądania tego, co na ulicy.

Ukradkowe spojrzenie na ulicę, bardzo prowincjonalną, rzucał Zdzisław Beksiński. Kilka jego fotografii pokazanych na tej wystawie budzi podziw. “Dziecko", “Prowincja", “Człowiek w wagonie", “Okna", “Na lodzie" są wręcz niezrównane w szczęśliwym połączeniu motywu, momentu i mocy. Nie wiem, jak wiele istnieje zdjęć Beksińskiego utrzymanych w takiej poetyce, ale nawet jeśli na tej wystawie pokazano wszystkie, to i tak zapewniają mu one wysoką pozycję w dziejach polskiej fotografii. W fotografiach tych precyzyjnie przytrzaśnięty został ów “decydujący moment", który wyznaczał genialność fotograficznej idei Henriego Cartier-Bressona.

Doskonałą formę mają wyważone i świetnie skomponowane fotografie Stefana Wojneckiego, w których jawi się on jako konsekwentny spadkobierca sztuki lat 30. Poszukiwał też tematów bardziej nowoczesnych i awangardowych, stąd spojrzenie na estetyczny powab maszyn.

Osobowością o wielu możliwościach wydaje się Jerzy Lewczyński. Z jednej strony autor świetnych, realistycznych kadrów, z drugiej - pomysłodawca “ciągów skojarzeniowych", czyli przypadkowo zestawianych sekwencji zdjęć, które dopiero łączone przez widza tworzą właściwe i nowe całości. Tak właśnie Lewczyński eksponował swoje fotografie na wspólnej wystawie z Beksińskim. Tamten “Pokaz zamknięty" (Gliwice, 1959) to ważny moment w dziejach fotografii polskiej.

W pomysłach Marka Piaseckiego wiele jest surrealizmu, a także Bellmerowskiej fascynacji lalką. Lalki lub ich kawałki, umieszczane w dziwnych przestrzeniach i konfiguracjach przedmiotów, niepokoją swą podrzędną naturą, przynależnością do różnych porządków. Jednak chyba najbardziej pociągały Piaseckiego eksperymenty formalne i poszukiwania świetlne, które nazywał heliografiami. W tych z pozoru abstrakcyjnych formach daje się jednak wyczuć surrealistyczna zabawa w skojarzenia.

Zdecydowanie bardziej w stronę abstrakcji zmierzali dwaj inni artyści: Bronisław Schlabs i Andrzej Pawłowski. Pierwszy, znany przede wszystkim jako fotografik, brał udział w wystawie “Istota abstrakcji" w nowojorskim MoMA (1960). Jego makrofotografie bliskie są malarstwu informel i w tym sensie wydają się bardzo samodzielne.

Andrzej Pawłowski, uprawiając fotografię, większe chyba uznanie zyskał jako rzeźbiarz-abstrakcjonista. Jednakże jego fotograficzne, a później filmowe “Kineformy" z 1957 r., entuzjastycznie opisywane przez Kantora, to jeden z ważnych momentów w tworzeniu poodwilżowej nowoczesności. Fotogramy, powstające poprzez bezpośredni kontakt przedmiotu ze światłoczułym papierem, mają wyszukaną i niejednoznaczną formę. Przywołują skojarzenia z pokubistycznymi formami przestrzennymi, ale najbliżej im do abstrakcyjnych prac Marii Jaremy.

Te zdjęcia pociągają. Pokazują światy rzeczywistości i sztuki wielokrotnie zapomniane, a często atrakcyjne i zaskakujące. Choć autorzy pokazywani w Muzeum Narodowym są w środowisku specjalistów dobrze znani, dla ich lepszego zrozumienia można jeszcze wiele zrobić.

Wystawa przygotowana przez Joannę Kordjak-Piotrowską ma raczej rozpoznawczy niż konstatujący charakter. Zdjęcia nie budzą wątpliwości. Sama ekspozycja zaskakuje jednak niekonsekwencją. Prace są zgrupowane w dwóch zespołach: “Fotografia jako dokument" i “Fotografia jako kreacja". Może o miejscach, w których umieszczono podpisy, decydował przypadek, ale pewnie tak nie jest. A skoro to nie przypadek ani pomyłka, wszystko zaczyna wyglądać podejrzanie.

Oto dokumentem wydaje się prawie wszystko, kreacją zaś zaledwie Pawłowski i Schlabs. A przecież kreacjonistami na pewno są także Dłubak, Piasecki, Beksiński, Wojnecki. Kreacjonistą nie jest bowiem wyłącznie ten, kto eksperymentuje formalnie.

Do tego fotografie pomieszane są w trudny do zrozumienia sposób. To pomieszanie nie obejmuje całej ekspozycji, choć można by ją było tak zorganizować, by służyła poszukiwaniu różnic, podobieństw, specyfiki autorów. Rozumiem ograniczenie przestrzeni i chęć pokazania jak największej ilości intrygujących prac, ale jeśli one na tym tracą, to lepiej wybierać i odrzucać, dążyć do czystości i konsekwencji. Stłoczenie stało się jednak ostatnio typowym dla MNW rozwiązaniem ekspozycyjnym.

Mam nadzieję, że nadchodzi czas na poważną prezentację XX-wiecznej fotografii polskiej. “Egzystencje" mogą do niej dobrze przygotować.

“Egzystencje. Polska fotografia awangardowa 2. połowy lat 50.". Kurator wystawy: Joanna Kordjak-Piotrowska. Muzeum Narodowe w Warszawie; sierpień - wrzesień 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2005