Dzielnica cudów

Na konsekrowanej hostii, która upadła podczas mszy świętej, pojawiły się czerwone przebarwienia. Jedne z przeprowadzonych badań miały dowieść, że to fragmenty ludzkiej tkanki mięśnia sercowego noszącego ślady agonii.

18.04.2016

Czyta się kilka minut

Kościół św. Jacka w Legnicy, 11 kwietnia 2016 r. / Fot. Maciej Kulczyński / PAP
Kościół św. Jacka w Legnicy, 11 kwietnia 2016 r. / Fot. Maciej Kulczyński / PAP
25 grudnia 2013 r., ósma rano. W sanktuarium św. Jacka w Legnicy trwa pierwsza msza św. Młody wikary, jeden z koncelebrantów, ma kłopot z poruszaniem palcami u dłoni. Gdy udziela komunii jednemu z ministrantów, komunikant upada na posadzkę. Zgodnie z kościelną praktyką trafia potem do napełnionego wodą nieużywanego kielicha liturgicznego. Ma się w nim rozpuścić.

10 kwietnia 2016 r., południe. Niedzielną sumę odprawia bp Zygmunt Kiernikowski. Tuż przed końcem liturgii jego sekretarz odczytuje oficjalny komunikat: ponad dwa lata temu miało tu miejsce „wydarzenie o znamionach cudu eucharystycznego”. Siedzący w pełnym skupieniu w ławkach ludzie wyłapują jedno, najważniejsze od teraz słowo: cud.

Oba wydarzenia dzielą od siebie ponad dwa lata. Co przez ten czas działo się w parafii św. Jacka? Jak na doniesienia o „cudownym” wydarzeniu reagują dziś mieszkańcy Legnicy?

„Poczułam wzmocnienie wiary”

Rzeka Kaczawa płynie przy podnóżu kościoła św. Jacka leniwym nurtem. Obok – zwykłe życie: pordzewiały maluch zaparkowany na krawężniku, odgłosy śmiechu dochodzące ze szkoły, na trawniku porzucone butelki po piwie.

O legnickiej dzielnicy Zakaczawie, gdzie znajduje się sanktuarium św. Jacka, sami mieszkańcy mówią, że nie cieszy się dobrą sławą. Zasiedlona po wojnie jako pierwsza, dziś ma największy odsetek starszych osób w mieście.

– Zaplecza i sutereny rozburzyli, wilgoć jest, grzyb. Mieszkania puste, ludzie za granicę powyjeżdżali. Tyle co kościół mamy piękny – mówi Krystyna, mieszkanka Zakaczawia.

Tu przestępczość była zwykle większa niż w innych częściach miasta; mieszkańcy mówią, że czasem rozgrywały się tu dantejskie sceny – że „cuda się działy”. Stare osiedle nazwano od tego „Dzielnicą Cudów”.

Ks. Andrzej Ziombra, proboszcz parafii św. Jacka: – Pewnym dzielnicom przykleja się etykietki, żeby leczyć kompleksy. Każdy chce mieć swoje Zakaczawie. Ja patrzę na tę okolicę od strony duszpasterskiej: widzę wiele problemów, ale gdzie ich nie ma?

U św. Jacka regularnie chodzi do kościoła tylko 16 proc. parafian. Przez pierwsze dni po ogłoszeniu „wydarzenia eucharystycznego” w świątyni zawsze modliło się przynajmniej kilkanaście osób.

Barbara dowiedziała się o nim z telewizji. Przyszła, bo ma niedaleko: – Rozmawialiśmy na ten temat w domu, córka mi mówiła: „Mamuś, ja jestem wierząca, ale takie cuda? Mnie będzie trudno przekonać”.

Marianna, pięćdziesięciolatka w szarym płaszczu w jodełkę, przyjechała do Legnicy z pobliskiego Jawora. Janina pochodzi z Wrocławia – zabrała się z wnuczkiem, bo akurat jechał. Obie do „cudownego wydarzenia” przekonały badania, które w komunikacie z 10 kwietnia cytował biskup. I to, że sprawa trafiła aż do Watykanu.

– Ja dopiero przez swoją chorobę poczułam wzmocnienie wiary. I mogę dać świadectwo, że zostałam uzdrowiona. To mnie tylko utwierdziło w tym, że cuda się zdarzają – opowiada Marianna.

Niektórzy pytanie o „wydarzenie eucharystyczne” kwitują krótko: – Dużo nie będę mówił. Cud to cud – mówi Stanisław, emerytowany kolejarz.

Spotkana na poczcie Katarzyna o cudzie, owszem, słyszała, ale w niego nie wierzy: – Dlaczego dopiero teraz to ogłaszają? Jestem sceptyczna, mimo że jestem osobą wierzącą. Nie ma co wierzyć w cuda, samemu trzeba na wszystko zapracować.

Kazimierz przyjechał do Legnicy ze wschodu, parafianinem u św. Jacka jest od zawsze. Elegancki, ubrany w błękitną koszulę były piłkarz opowiada, jak w PRL-u stawiano plebanię i jak mieszkańcy czuwali nocą, bo władze niszczyły wtedy to, co udało im się za dnia zbudować.

– Każdy parafianin chce mieć swój wkład, teraz należę do grupy adoracyjnej. A dzielnica? Nie wszyscy są źli, różni tu mieszkają. Jakoś ta parafia na to zasłużyła, że tu właśnie, w miejscu nazwanym Dzielnicą Cudów, stał się prawdziwy cud.


CZYTAJ TAKŻE:

  • Ks. Adam Boniecki: Wydarzenie „o znamionach cudu eucharystycznego” z Legnicy  traktuję poważnie.
     
  • Ks. Łukasz Kamykowski, teolog: Cud osobie wierzącej pozwala przekroczyć dotychczasowe religijne ograniczenia. Kościół jednak nie wymaga wiary we współczesne nadzwyczajne wydarzenia.

Co usłyszeli wierni

Z komunikatu bp. Kiernikowskiego: „Na Hostii, która 25 grudnia 2013 r. przy udzielaniu Komunii świętej upadła na posadzkę i która została podniesiona, i złożona do naczynia z wodą, po pewnym czasie pojawiły się przebarwienia koloru czerwonego. Ówczesny Biskup Legnicki Stefan Cichy powołał komisję, której zadaniem było obserwowanie zjawiska. W lutym 2014 r. został wyodrębniony fragment materii koloru czerwonego i złożony na korporale. W celu wyjaśnienia rodzaju tej materii komisja zleciła pobranie próbek i przeprowadzenie stosownych badań przez różne kompetentne instytucje”.

A dalej: „Ostatecznie w orzeczeniu Zakładu Medycyny Sądowej czytamy: »W obrazie histopatologicznym stwierdzono fragmenty tkankowe zawierające pofragmentowane części mięśnia poprzecznie prążkowanego. (…) Całość obrazu (…) jest najbardziej podobna do mięśnia sercowego« (…) ze zmianami, które »często towarzyszą agonii«. Badania genetyczne wskazują na ludzkie pochodzenie tkanki”.

10 kwietnia, pod koniec mszy, przebarwiony fragment hostii zostaje po raz pierwszy wystawiony do publicznej adoracji. Pod zdobioną amboną księża wystawiają planszę o „wydarzeniu eucharystycznym”, na niej niewiele słów wyjaśnienia, skrócony zapis chronologiczny, kilka zdjęć. Po zakończonej mszy tłoczą się przy niej parafianie. Fotografują komórkami, przyklękają, kreśląc znak krzyża.

Piętnaście próbek

5 stycznia 2014 r. jeden z księży zauważa przebarwienia na pływającej po powierzchni wody hostii. Czerwona plama zajmuje jedną piątą i tak małego komunikantu. Czerwień, która pokrywa fragment, przez kilka dni wzbiera na intensywności. Woda w kielichu pozostaje klarowna i przezroczysta.

Dzień później o sprawie wie już ówczesny biskup legnicki Stefan Cichy. Przyjeżdża do parafii, nakazuje komunikant obserwować. W połowie miesiąca zwołuje komisję, która ma zbadać to wydarzenie. W jej skład wchodzą: ks. Stanisław Araszczuk, liturgista, proboszcz jednej z legnickich parafii, ks. Józef Lisowski, kanclerz legnickiej kurii, ks. Tadeusz Dąbski, oficjał diecezjalnego sądu kościelnego, oraz Barbara Engel, kardiolog.

To właśnie lekarka rekomenduje, aby przebarwiony fragment trafił do badań do Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu: – Poleciłam najbliższy ośrodek, który jest mi znany, do którego mam zaufanie i który ma wysokie rekomendacje – powiedziała na zwołanej w minionym tygodniu konferencji prasowej.

10 lutego 2014 r. komisja stwierdza, że nie ma już sensu trzymać przebarwionego fragmentu w wodzie. Zostaje on złożony na korporał – mały, lniany obrus z kompletu bielizny kielichowej. Po kilku dniach zasycha, tworząc zwartą strukturę niczym skrzepła krew.
Wyniki pierwszych badań przychodzą w połowie marca. Barbara Engel relacjonowała je podczas konferencji tak: – Badanie histopatologiczne wykazało obecność struktur, które najbardziej przypominają włókna mięśnia serca, ale badany materiał był bardzo zautolizowany [wyniszczony, rozpadający się – red.], jako że miesiąc przebywał w środowisku wodnym.

Jednym z kolejnych badań jest badanie immunohistochemiczne na obecność tkanki mięśniowej. Wynik: negatywny.

– Tak duży stopień autolizy znacznie zmniejszył czułość tego badania. Negatywnego wyniku nie wolno interpretować jako wykluczającego obecność tkanki mięśniowej w przebarwionej hostii – komentowała dr Engel.

Materiał badany jest także pod kątem obecności DNA. Wynik: znów negatywny.

Na podstawie innych testów pewne jest tylko jedno – obserwowane przebarwienie nie jest kolonią bakteryjną ani grzybiczą.

Po badaniach we Wrocławiu komisja pokazuje próbki innym specjalistom. Nie wszyscy badacze zgodzili się na dokumentowanie swoich ekspertyz; rozpoznawali jednak w badanym fragmencie rozkładające się włókna mięśnia serca.

Proboszcz Andrzej Ziombra: – Kiedy zawoziliśmy próbki do anonimowych naukowców, zauważyłem pewne opory. Badali je, mówili, co widzą. A kiedy dowiadywali się, skąd pochodzą, pojawiało się zawahanie. To był dla nas kolejny znak.

Serce w agonii

Wiosna 2015 r. Badaniami nad przebarwioną hostią od teraz ma się zająć Zakład Medycyny Sądowej Uniwersytetu Pomorskiego w Szczecinie.

Kierownik zakładu, prof. Mirosław Parafiniuk: – Materiał dowodowy został nam dostarczony, nie pobieraliśmy go na miejscu. Badaliśmy próbki jako drugi zakład, nie potwierdzaliśmy wiarygodności badań z Wrocławia pod kątem występowania grzybów. Diecezja zgłosiła się po to badanie, więc orzeczenie, jego upublicznianie i szczegółowe relacje są teraz w jej gestii.

W preparatach naukowcy ze Szczecina stwierdzają obecność fragmentów tkankowych, które przypominają mięsień poprzecznie prążkowany serca. Potwierdzają jednak duży stopień jego rozkładu, który utrudnia interpretację.

Podczas konferencji Barbara Engel opowiadała, że preparaty oglądane były pod mikroskopem UV i naukowcy mieli mniej wątpliwości, zręby tkanki były bardziej widoczne. Mieli też wskazać na dużą fragmentację, która w tym przypadku często towarzyszy obrazowi mięśnia serca w agonii.

Szczeciński ośrodek wykonuje także badania DNA. Wynik jest odmienny od tego z Wrocławia, ale mówi jedynie o „obecności fragmentów profilu DNA”.

Doktor Engel twierdziła, że obraz histopatologiczny korelował z profilem DNA, który uzyskano: – Nasz badacz pokusił się o taki wniosek, że te fragmenty profilu DNA są typowe czy też najczęściej występujące u ludzi zamieszkujących Wschód – mówiła podczas konferencji prasowej.

Lekarka podkreślała, że wszystkie dostępne przez komisję wyniki badań wskazują na to, że przebarwiony fragment hostii jest fragmentem tkanki mięśnia serca w stanie daleko posuniętego rozkładu. Oraz – że pochodzi on od człowieka.

Pytam proboszcza, czy tak długi odstęp między badaniami mógł mieć wpływ na ich rozbieżne wyniki.

– Jeśli mamy preparat wtopiony w szkło, to co tam można zmienić? To już jest zakonserwowane na wieki wieków. Co tam można jeszcze kombinować? – odpowiada stanowczo.

Ks. Tadeusz Dąbski, członek kościelnej komisji: – Gdy tylko otrzymaliśmy odpowiedź ze Szczecina, po dyskusji i namyśle przedstawiliśmy ją biskupowi.

W styczniu 2016 r. bp Kiernikowski występuje do Kongregacji Nauki Wiary o nihil obstat. Przedstawia opis sytuacji, raport z dołączonymi orzeczeniami z dwóch instytutów. Dokument z zaleceniami Stolicy Apostolskiej przychodzi do legnickiej kurii w Wielkim Tygodniu, we wtorek. Biskup mówi członkom komisji, że musi skupić się na Triduum. Spotkać mają się po oktawie Wielkiej Nocy i wtedy ustalić chronologię działań. W planie jest uroczyste ogłoszenie wydarzenia i konferencja prasowa.

Kolejnych badań przebarwionej hostii nikt już nie planuje.

– Zastanawialiśmy się, czy nie szukać trzeciego i czwartego ośrodka. I z takim pytaniem pojechaliśmy do włoskiego Lanciano [gdzie w VIII w. odnotowano pierwszy cud eucharystyczny – red.]. Tam udostępniono nam pełną dokumentację. I doszliśmy do przekonania, że przy wydarzeniu eucharystycznym Pan Bóg zawsze zostawia przestrzeń na ludzkie wybory – mówi ks. Ziombra. – Można oczywiście te badania dalej prowadzić. Tylko po co?

Hierarchiczna hermetyczność

W komunikacie z 10 kwietnia bp Kiernikowski prosi o „udostępnienie przybywającym osobom stosownych informacji”. Sam rozmawiać nie chce. Ks. Waldemar Wesołowski, rzecznik diecezji legnickiej, mówi, że hierarcha wszystko przekazał już w oświadczeniu: – Nie zrobił nawet wyjątku dla Radia Maryja i Telewizji Trwam – argumentuje odmowę.

Biskup senior Stefan Cichy również nie chce zabierać głosu: – Ta sprawa zaczęła się za mojego biskupstwa, powołałem specjalną komisję i to wszystko. Teraz trzeba rozmawiać z obecnym biskupem.

Rozmawiać – osobiście oraz telefonicznie – nie chce też dr Barbara Engel.

Żaden z zakładów medycyny sądowej, które badały próbki, nie może udzielać szczegółowych informacji o wynikach.

– Orzeczenie zostało wydane na prośbę diecezji legnickiej, nie możemy udzielać żadnych informacji ponad to, co kuria chciała udostępnić – mówi prof. Tomasz Jurek, kierownik wrocławskiego Zakładu Medycyny Sądowej.

Dzień po konferencji prasowej lokalna „Gazeta Wyborcza” publikuje zdystansowaną odpowiedź rzeczniczki wrocławskiego Uniwersytetu Medycznego: – Nasza opinia nie potwierdziła obecności tkanki zgodnej z tkanką mięśniową serca. Badacze nie stwierdzili też obecności DNA – mówi Monika Maziak.

– Nie wiem, dlaczego pani rzecznik z Wrocławia tak się broni, zasłania, ale takie są fakty. Ja z faktami nie dyskutuję – komentuje proboszcz Ziombra.

Orzeczeń instytutów badawczych kuria w całości upubliczniać nie chce: – Fragment jest w komunikacie biskupa, całość została zreferowana przez panią doktor na konferencji. Nie chcemy tego upubliczniać w całości też dlatego, że nie wiemy do końca, czy osoby, które się pod tym podpisały, sobie tego życzą – tłumaczy rzecznik.

Chcę złożyć stosowne podanie do kurii, aby mieć wgląd do protokołów.

– Myśmy jeszcze dokładnie na ten temat nie rozmawiali. Nie wiemy, w jaki sposób moglibyśmy to ewentualnie udostępniać – wyjaśnia ks. Wesołowski. – W Lanciano dostęp do dokumentów jest, ale nie można robić im zdjęć. Ja jestem teraz w drodze, więc to by trzeba było do kurii, do kanclerza się zgłosić i jego zapytać, bo ja nie wiem.

Ks. Józef Lisowski, kanclerz kurii (i członek komisji) jest na wizytacji. Ma wrócić dopiero za kilka dni.

Domniemanie cudowności

W ostatnich latach Kościół odnotował trzy wydarzenia o znamionach cudu eucharystycznego: w Buenos Aires (1996 r., metropolitą miasta był wtedy kard. Jorge Mario Bergoglio, późniejszy papież Franciszek), w podlaskiej Sokółce (2008) i właśnie w Legnicy. W sprawie Sokółki duchowni apelują o wstrzemięźliwość w wydawaniu własnych osądów, choć jak zaznacza kuria białostocka: „Wydarzenie z Sokółki nie sprzeciwia się wierze Kościoła, a raczej ją potwierdza”. Barbara Engel na konferencji prasowej pytana o ten przypadek podkreślała, że zakres badań w Legnicy był zdecydowanie szerszy.

Czym właściwie jest cud? Zapytałam o to ks. Jacka Kempę, teologa.

– Chodzi o znak od Boga zwykle wykraczający poza prawa przyrody. Ważne jest przeczucie działania wielkiej tajemnicy Boga, a równocześnie zgodność z Jego objawieniem w Chrystusie. Cud musi mieć jakiś sens. Dlatego potrzeba rozwagi. Bóg działa w prawach przyrody. Po cóż miałby je łamać? Bo my chcemy widowiska? Już Jezus odrzuca taki motyw. Bo potrzeba nam umocnienia w wierze? Owszem, ale tu zaczyna się droga szczegółowego rozeznania – zaznacza ks. Kempa.

Jeśli niezwykłe wydarzenie jest związane z domniemaniem cudowności, wszystko zależy od Kościoła – dodaje teolog. – Potrzebne jest solidne przebadanie warstwy empirycznej, czyli stwierdzenie „naukowej niewytłumaczalności” zjawiska. Dalej trzeba przyłożyć kryteria teologiczne, czyli w skrócie: zbadać zgodność z wiarą. Na tych podstawach biskup miejsca może ostrożnie orzec, czy wydarzenie ma znamiona cudu. Potem trzeba się przyglądać owocom wydarzenia, jak ono wpisuje się w życie Kościoła.

Ks. Kempa zauważa, że w przypadku Eucharystii sprawa jest szczególna: – Przecież zawsze mamy do czynienia z cudem, z cudem przeistoczenia. To taki „cud codzienny”, choć empirycznie niestwierdzalny: pod względem fizyko-chemicznym chleb pozostaje przecież chlebem. I na to nakłada się ten domniemany znak. Cud empiryczny w cudzie metafizycznym.

Ks. Krzysztof Wiśniewski z legnickiego Wyższego Seminarium Duchownego podkreśla, że ważne, aby terminologia nie uprzedzała biegu wydarzeń: – W sprawie z Legnicy powinniśmy się trzymać komunikatu biskupa. A ten nic nie mówi o zatwierdzeniu cudu.

Nasz polski mirakularyzm

Prof. Zbigniewa Paska, religioznawcę, zapytałam, jak dziś podchodzić do wydarzeń o charakterze cudownym.

– To zależy, czy jest się wierzącym i jakiego rodzaju katolikiem. Dla jednych będzie to znak od Boga, dla innych znak zacofania i ludowej religijności. Jesteśmy mocno podzielonym pod względem wrażliwości religijnej społeczeństwem. Niektórzy nadal będą mówić: „Polska znowu została wyróżniona, to u nas Bóg się objawił”, inni zachowają głęboki sceptycyzm, żeby nie powiedzieć: niesmak – tłumaczy prof. Pasek. – W polskiej religijności ludowej akcent mocno padał na mirakularyzm, uzdrawianie, towarzyszyła temu narracja, że Bóg daje (właśnie nam) znak. Dalej miernikiem dla tych zjawisk (tu zgadzają się wszyscy) jest przemiana życia. Tak uważa instytucjonalny Kościół, który pilnuje, żeby to, co się dzieje, było zgodne z doktryną i nie wyprowadzało ludzi z Kościoła. Dziś konieczna jest weryfikacja naukowa, nasza świadomość jest bardzo zescjentyzowana. Dawniej świadectwa uzdrowienia wystarczyły – podkreśla.

 – Z badań nad współczesną duchowością wynika, że nawet ludzie pozostający poza Kościołem nadal zachowują skłonność do mirakularyzmu. Ot, taka nasza skłonność „narodowa”. Bardziej niż do teologii ciągnie nas do cudowności – puentuje religioznawca.

Dr Małgorzata Zawiła, socjolożka religii: – W zeszłorocznym raporcie CBOS „Kanon wiary Polaków” zadawano pytanie „Czy wierzy Pan(i), czy też nie wierzy”, w jednym z jego podpunktów trzeba było odnieść się do cudów, których nie można wyjaśnić za pomocą ludzkiej wiedzy. Aż 70 proc. ankietowanych odpowiedziało, że wierzy. To bardzo wysoki wynik, zwłaszcza gdy porównamy go na przykład z tym, że w zmartwychwstanie zmarłych, które jest jednym z podstawowych dogmatów Kościoła rzymskokatolickiego, do którego deklaruje przynależność zdecydowana większość Polaków, wierzy według tego raportu tylko 62 proc. – podkreśla badaczka.

Prof. Paska w sprawie legnickiej szczególnie zaskakuje przerwa między wydarzeniem a jego ujawnieniem: – Co się wtedy działo? Co skłoniło komisję, żeby próbki wysłać akurat do Szczecina? Czy było to niezadowolenie z wyników pierwszego badania? Za mało wiemy, żeby to rozstrzygnąć do końca.

Co począć z cudem

Zgodnie z zaleceniami Stolicy Apostolskiej biskup polecił „przygotowanie odpowiedniego miejsca dla wystawienia Relikwii tak, aby wierni mogli oddawać Jej cześć”, prowadzenie systematycznej katechezy i założenie księgi, w której będą „rejestrowane ewentualne uzyskane łaski oraz inne wydarzenia mające charakter nadprzyrodzoności”. W gablocie z ogłoszeniami krótki komunikat: „Termin uroczystego pokazania Relikwii Ciała Pańskiego zostanie podany w najbliższym czasie”.

17 kwietnia, w ostatnią niedzielę, komunikat biskupa odczytany został w niemal wszystkich kościołach diecezji legnickiej.

Proboszcz Ziombra nie miał jeszcze czasu na rozmowy z parafianami. Czeka, aż przejdzie medialna fala: – Komentarze w internecie napawają mnie smutkiem. Nie wiem, skąd w ludziach taka wielka gorycz, chęć ośmieszenia tego wydarzenia – zastanawia się. – Okazuje się, że niewiele się zmieniło od czasów Jezusa, kiedy chodził, dawał znaki, a oni wciąż nie wierzyli. Ubolewam, że wielu ludzi trwa w niewierze. Ale ja nie mam zamiaru rezygnować z mojego przekonania dlatego, że ktoś przez nie czuje się zagrożony w swojej niewierze.

– Przed otrzymaniem wyników miałem taką refleksję, że nawet gdyby się okazało, że jest to coś wytłumaczalnego i naukowcy rozwieją wątpliwości, to ja i tak otrzymałem już sporą dawkę pobudzającą dla moich zmysłów. Uznałbym wtedy, że to znak tylko dla mnie i parafian, i byśmy temat zamknęli – mówi proboszcz. – A teraz muszę zrobić wszystko, żeby sprostać zadaniu: przygotować miejsce do modlitwy, pomóc ludziom w zrozumieniu tego wydarzenia. Nie zrobić z tego jarmarku.

Marzec 2016 r., kilka tygodni przed oficjalnym ogłoszeniem wydarzenia eucharystycznego. W sanktuarium św. Jacka, podczas mszy, przez nieuwagę na posadzkę znów upada konsekrowany komunikant. Procedury są te same: trafia do naczynia z wodą.

Księża zastanawiają się: może Bóg znowu chce nam coś powiedzieć? Po dwóch dniach sprawdzają. Na dnie złotego kielicha majaczy ledwie zauważalny biały osad, po powierzchni wody nic już nie pływa.

Rozpuścił się. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, zastępczyni redaktora naczelnego, szefowa serwisu TygodnikPowszechny.pl. Z „Tygodnikiem Powszechnym” związana od 2014 roku jako autorka reportaży, rozmów i artykułów o tematyce społecznej. Po dołączeniu do zespołu w 2015 roku pracowała jako… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2016