Doktrynozaur bez pancerza

John L. Allen, watykanista: Benedykt XVI nie jest papieżem politycznym. Interesuje go co innego: chciałby odcisnąć swoje piętno na współczesnej kulturze, pozostawić ślad na wiele dekad.

09.04.2012

Czyta się kilka minut

MARCIN ŻYŁA: Jak się ma Papież?

JOHN L. ALLEN, JR.: Jest bardziej zmęczony niż na początku pontyfikatu, bierze na siebie mniej obowiązków. Ale wciąż jest w dobrej formie! Nie widać oznak kłopotów zdrowotnych Benedykta XVI i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić. W marcu, podczas wizyty na Kubie, spotkał się z innym 85-latkiem, Fidelem Castro. Kiedy kubański przywódca zapytał Papieża, jak się czuje, Benedykt XVI odpowiedział: „Tak, że aż chce mi się pracować!”.

Papież przyznał kiedyś, że podczas konklawe modlił się, aby nie zostać wybranym. I dodał: „Bóg jednak najwyraźniej mnie nie usłuchał”. Czy w czasie siedmiu lat pontyfikatu zdarzyły się jeszcze inne chwile, w których „Bóg go nie słuchał”?

Gdyby zależało to tylko od niego, Joseph Ratzinger nigdy nie zostałby papieżem. W nowej roli nie wszystko przychodziło mu z łatwością. Papież nie polubił niczego, co wiąże się z byciem osobą publiczną – ten wymiar jego pracy nie jest dla niego zbyt komfortowy. Wielokrotnie też powtarzał, że nie przepada za rządzeniem innymi ludźmi. Potwierdza to praktyka. Benedykt XVI prawie w ogóle nie interesuje się codziennym funkcjonowaniem kurii rzymskiej. Z drugiej strony, wydaje się zadowolony z innych aspektów papiestwa. Zawsze był nauczycielem. A funkcja, którą pełni, daje mu możliwość przemawiania do klasy szkolnej wielkiej jak cały świat. Praca nad encyklikami, książkami oraz przemówieniami, które wygłosił podczas pielgrzymek, niewątpliwie przyniosła mu wiele satysfakcji.

Czy bardzo się zmienił od 2005 r.?

Pontyfikat nie wpłynął na osobowość Papieża. Zmieniło się natomiast postrzeganie jego osoby – od siedmiu lat możemy bowiem oglądać go w akcji. Przez 24 lata rządów Ratzingera w Kongregacji Nauki Wiary uważano go za pierwszego doktrynozaura Watykanu. Był tym, który trzymał w ryzach i dyscyplinował Kościół. Ale w chwili wyboru na papieża stał się inny – instynktownie zrozumiał, że odtąd powinien rozmawiać ze światem przy pomocy cieplejszego języka. Zaczął częściej podkreślać, za czym – a nie przeciwko czemu – opowiada się Watykan. Stał się umiarkowany i łagodny, zaskoczył tym wielu. W jakimś sensie przekroczył swoje wewnętrzne ograniczenia. Ale to ciągle ten sam Joseph Ratzinger. Zanim został papieżem, nie dostrzegano po prostu jego łagodniejszego oblicza. Po ostatnim konklawe powtarzano, że Ratzinger jako papież – „Boży rottweiler” – stanie na czele nowej krucjaty, zostanie Ronaldem Reaganem w piusce. Tak się nie stało. Wielu ludzi miało ostatnio nawet do Benedykta XVI pretensje o to, że w Hawanie nie zaprezentował mocniejszej, bardziej konfrontacyjnej postawy wobec komunistycznego reżimu. Jednak każdy, kto zna Papieża, wie doskonale, że to łagodna dusza, która nigdy nie lubiła konfliktów.

Przed siedmioma laty krytycy kard. Ratzingera ostrzegali, że jego wybór na papieża skończy się dla Kościoła katastrofą. Jako Benedykt XVI zdołał jednak przezwyciężyć swój przyciężkawy wizerunek, a nawet zdobyć pewną sympatię tłumów. Za co właściwie ludzie lubią Papieża?

Ci, którzy krytykowali wybór Ratzingera, należeli w większości do liberalnego nurtu katolików, można powiedzieć: do „kościelnej lewicy”. Jestem pewien, że dziś większość z tych osób przyznałaby, że pontyfikat Benedykta XVI nie jest taki zły, jak się spodziewali. Równocześnie – trzeba to wyraźnie zaznaczyć – niektórzy członkowie katolickiej „prawicy” są Papieżem rozczarowani. Bo w niektórych sprawach nie poszedł tak daleko jak, ich zdaniem, powinien. Generalnie jednak, nawet ci, którzy nie zgadzają się z jego polityką – albo, co też się zdarza, po prostu jej nie rozumieją – mają w głowie wizerunek człowieka łagodnego i uprzejmego. Przeciętny katolik myśli o Benedykcie XVI, że to całkiem miły facet, który stara się wiernie służyć Kościołowi.

Największe wątpliwości – nie tylko w Polsce – dotyczyły tego, co Benedykt XVI uczyni z dziedzictwem Jana Pawła II.

Myślę, że intelektualnie i duchowo Papież niezwykle je wspiera. Bardzo trudno byłoby znaleźć pojedynczą sprawę, w której wyraźnie odrzuciłby jakiś aspekt nauczania swojego poprzednika. Można powiedzieć, że na swój własny, cichy i dyskretny sposób Benedykt XVI stara się niejako zinstytucjonalizować dziedzictwo Karola Wojtyły. Po śmierci Jana Pawła II prawdziwe niebezpieczeństwo tkwiło w tym, że na wiele spraw i problemów, które leżały papieżowi z Polski na sercu, spoglądano przez pryzmat jego wielkiej, charyzmatycznej osobowości – nie „operacjonalizowano” ich w kontekście całego Kościoła katolickiego. Benedykt XVI robi wszystko, aby upewnić się, że myśl Jana Pawła II wrosła w instytucję, której razem przewodniczyli. Innymi słowy: aby przeżyła nie tylko Wojtyłę, ale również Ratzingera.

Które chwile pontyfikatu najsilniej utkwiły Panu w pamięci?

Trzy pielgrzymki: do Turcji (2006 r.), Stanów Zjednoczonych (2008 r.) i Wielkiej Brytanii (2010 r.). Niestety, wiele z najgłośniejszych, najbardziej relacjonowanych przez media wydarzeń wiązało się z gorszymi momentami Papieża. Na przykład słynne przemówienie w Ratyzbonie (2006 r.), które wywołało protesty wśród muzułmanów; afera z biskupem Richardem Williamsonem, który zaprzeczał, że miał miejsce Holokaust (2009 r.); a także zamieszanie związane z wielkopiątkową modlitwą o konwersję żydów (2007 r.). Nie wspominając o tegorocznym skandalu z przeciekami z Watykanu. W Benedykcie XVI katolicy z całego świata mogą widzieć niezwykłego nauczyciela i wykładowcę. Jestem przekonany, że jego nauczanie jeszcze za 200 lat będzie uważane za papieską klasykę. Szkoda tylko, że ten głos jest czasem zakłócany przez jego otoczenie. Co ma Pan na myśli? Prawda jest taka, że kiedy przychodzi do najważniejszych watykańskich nominacji, dla Benedykta XVI priorytetem są przyjaźnie. Papież jest zainteresowany dobrą atmosferą w Watykanie. To nie jest mój wymysł. Sam w 2009 r. powiedział Peterowi Seewaldowi, że najważniejsze jest dla niego podtrzymywanie rodzinnego ducha wśród ludzi, z którymi pracuje. Jeśli spojrzymy na najbliższych współpracowników Benedykta XVI, odkryjemy, że nie są to żądni władzy i wpływów hierarchowie – lecz raczej ludzie dość łagodni. Problem w tym, że u podstaw wielu papieskich nominacji nie leżały kompetencje – np. menedżerskie – kardynałów.

Marco Politi napisał o Benedykcie XVI, że zachowuje się jak lider tylko wtedy, gdy pozwalają mu na to okoliczności.

Przeczytałem książkę Politiego i choć nie podpisałbym się pod jej wszystkimi stwierdzeniami, myślę, że ogólny wniosek autora jest słuszny. Wróćmy do Jana Pawła II, którego uważano za wybitnego polityka – on chciał zmienić rzeczywistość wokół siebie: skończyć z komunizmem i niesprawiedliwością wolnego rynku. Oczekiwał natychmiastowych efektów. Benedykt XVI nie jest papieżem politycznym. Interesuje go co innego: chciałby odcisnąć swoje piętno na współczesnej kulturze, pozostawić ślad na wiele dekad. My wtedy nie będziemy już żyć, nie wiemy więc, czy mu się to uda. Dziś brutalna rzeczywistość sprawia, że to obliczone na lata w przód nauczanie Papieża jest trudne do wychwycenia przez świat zewnętrzny. Myślę, że stąd biorą się negatywne oceny jego zaangażowania w politykę.

Według danych ONZ chrześcijanie są dziś najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie. Jakie wyzwania stawia to przed Benedyktem XVI i jego następcami?

Pod wieloma względami prześladowania chrześcijan to najważniejszy proces kulturowy, który ma dziś miejsce na świecie. Ale obecny Papież nie wzywa do krucjat. Minie jeszcze trochę czasu, zanim obrona wolności religijnej – a zwłaszcza obrona prześladowanych – stanie się najważniejszym zadaniem Kościoła. Następcy Benedykta XVI będą zmuszeni do zajęcia się tym z równym zaangażowaniem jak to, z którym Jan Paweł II zabrał się do rozmontowywania Związku Radzieckiego. Obrona chrześcijan będzie wręcz definiować kolejne pontyfikaty. Wygrać z prześladowcami będzie znacznie trudniej niż kiedyś z komunizmem. Nie wiem, czy w ogóle dojdzie do sytuacji, że Watykan będzie mógł ogłosić ostateczne zwycięstwo.

Jedną z encyklik Benedykta XVI – poświęconą sprawom społecznym „Caritas in veritate” – chwaliła kanclerz Angela Merkel. Czy w czasach kryzysu Kościół ma coś światu do powiedzenia w dziedzinie ekonomii?

Świat nie zmieni się nawet pod wpływem najmądrzejszych uwag Benedykta XVI. Przesłanie „Caritas in veritate” mówi: zanim zmienią się systemy, muszą zmienić się serca. Dopiero w ślad za przekonaniem człowieka, że za swoje czyny ponosi osobistą odpowiedzialność, w naturalny sposób przyjdą zmiany w społeczeństwach i systemach politycznych. A to zadanie długoterminowe. Poza tym naturalnym adresatem nauczania Papieża są katolicy zaangażowani w życie publiczne: biznesmeni, politycy, prawnicy, wykładowcy. To oni mają przetłumaczyć słowa Benedykta XVI na język czynu. Rzecz w tym, że jak i wszyscy inni ludzie, również oni są podzieleni ideologicznie. Większość z nich – nieważne, czy mówimy o konserwatystach, czy o liberałach – akceptuje nauczanie Papieża w części, lecz nie w całości. Przesłanie Benedykta XVI trafia w sam środek podzielonego ideologią świata i kończy podobnie jak każda inna próba zabrania głosu na temat globalnej ekonomii.

Czy papież Ratzinger pozostał dla Pana „Pancernym Kardynałem”?

Szczerze mówiąc, nigdy go za takiego nie uważałem...
JOHN L. ALLEN JR jest watykanistą, korespondentem „National Catholic Reporter” w Rzymie, autorem popularnego bloga „All Things Catholic”. Współpracuje z CNN i amerykańskim radiem publicznym. Wydał dwie książki o Josephie Ratzingerze: „Cardinal Ratzinger: The Vatican’s Enforcer of the Faith” (2000 r.) oraz „Pope Benedict XVI: A Biography of Joseph Ratzinger” (2005 r.).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2012