Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kiedy na polskie ziemie przyszło chrześcijaństwo, przyszły także święta, wśród nich Epifania” – mówił 6 stycznia w katedrze wawelskiej abp Marek Jędraszewski. Jednak w 1960 r. komuniści znieśli dni wolne od pracy w uroczystości Epifanii i Wniebowzięcia NMP. Według metropolity krakowskiego to „kolejny krok, by z serc katolickiej Polski jeśli nie całkiem wyrwać, to osłabić wiarę w Jezusa Chrystusa i jego przenajświętszą Matkę”. Dalej następowało (mało zaskakujące w nauczaniu tego hierarchy) wskazanie na kluczowe zagrożenie dla Kościoła i rodziny, jakim jest „antropologia nieograniczona” i płynąca z niej „ideologia gender”.
Zatrzymajmy się jednak na zacytowanym fragmencie, w którym abp Jędraszewski zdaje się definiować swoje podejście do wiary. Likwidacja dnia wolnego od pracy w katolickie święto stanowi dla niego „odrzucenie prawdy”, prowadzące z kolei do „osłabienia wiary”. Że komuniści odrzucali wiarę – to truizm. Ale czy ta administracyjna zmiana wpłynęła na wiarę katolików? Masowa przynależność do Kościoła aż do początków XXI wieku dowodzi, że nie była ona związana z liczbą dni wolnych od pracy, ale miała korzenie sięgające głębiej.
Czy według metropolity krakowskiego państwo jest zobowiązane sporządzać listę dni wolnych od pracy zgodnie z kalendarzem liturgicznym dominującego związku wyznaniowego? I czy w takim razie Kościół pozbawiony państwowego wsparcia jest skazany na topnienie szeregów swoich wiernych? Czy przywileje dla instytucji stanowią o sile wiary jej członków? Ile warta jest wiara, którą załamuje konieczność pójścia do kościoła po południu? Tak było przed 2011 r. – w homiliach dominował wtedy temat... skandalu, jakim jest brak dnia wolnego 6 stycznia. Tak wtedy, jak i teraz w nauczaniu brakowało kwestii fundamentalnej – ewangelii.©℗