Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Po tym jak Wielka Brytania opuściła Unię, Francja jest dziś jedynym krajem Europy posiadającym broń atomową. To niemal 300 głowic, które mogą być wystrzelone z morza (okręty podwodne z pociskami balistycznymi) lub powietrza (samoloty z pociskami manewrującymi). Jej arsenał jądrowy, zbliżony rozmiarami do brytyjskiego, jest kilkanaście razy mniejszy niż ten należący do Rosji czy USA. Mimo to uważa się, że wystarczyłby do obrony własnego kraju. Zgodnie z powiedzeniem gen. Charles’a de Gaulle’a, twórcy francuskiej „siły odstraszania”: aby zapobiec atakowi jądrowemu, nie trzeba zniszczyć napastnika, wystarczy „wyrwać mu ramię”.
Według francuskiej doktryny broń atomowa może być użyta tylko w razie zagrożenia żywotnych interesów Francji. Przy czym określenie to świadomie jest mgliste, by zniechęcić potencjalnych napastników. Francuzi nazywają to podejście „strategiczną ambiwalencją”.
CZY W RAZIE rosyjskiej agresji na Europę francuskie zasoby nuklearne mogłyby obronić cały kontynent? Spekulacje na ten temat ożyły po wypowiedzi prezydenta Macrona podczas wizyty w Szwecji w końcu stycznia. Oświadczył wtedy, że część „francuskich żywotnych interesów ma wymiar europejski”, co „nakłada na Francję szczególną odpowiedzialność” w dziedzinie odstraszania jądrowego.
– Macron mówił o tym „europejskim wymiarze” w kontekście francuskiego odstraszania po raz pierwszy już wcześniej, w lutym 2020 r., w przemówieniu w paryskiej Akademii Wojskowej. Istotne jest jednak to, że teraz w Sztokholmie podobna deklaracja padła w obecności zagranicznych wojskowych. I to w momencie, gdy Szwecja przygotowywała się do wejścia do NATO, po inwazji Rosji przeciw Ukrainie – mówi „Tygodnikowi” Héloïse Fayet, ekspertka w dziedzinie odstraszania jądrowego z Francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (IFRI).
– Słowa Macrona nie oznaczają, że francuski parasol rozciągnie się na całą Europę – podkreśla Fayet. Dodaje, że zasoby Francji, z racji ich rozmiarów, nie są w zasadzie przeznaczone do obrony innych krajów.
CO OZNACZA ZATEM „europejski wymiar” interesów Paryża? Według specjalistów można to uznać za wyraźną ofertę wystosowaną przez Francję do jej europejskich partnerów. Taką propozycję Paryż wysuwał już wprawdzie w latach 90. XX w. Jednak wówczas inne kraje ignorowały to, uważając ją za konkurencyjną wobec parasola USA. Dziś, gdy Trump otwarcie grozi Europie, że nie pomoże jej w razie rosyjskiej napaści, sytuacja jest inna. W wielu krajach trwa dyskusja, czy można zastąpić amerykański parasol.
Problem w tym, że na razie oferta Francji pozostaje mglista. Należy raczej wykluczyć, że Paryż podzieliłby się z partnerami swoimi ładunkami jądrowymi – tak jak to zrobili Amerykanie w ramach NATO-wskiego programu Nuclear Sharing.
– Francja chce zachować całkowitą kontrolę nad użyciem swojej broni jądrowej – podkreśla Héloïse Fayet. Jej zdaniem w grę wchodzi jednak takie rozwiązanie, że Paryż użyłby swoich zasobów dla obrony „żywotnych interesów” innych krajów.
TYMCZASEM ROZUMIENIE „żywotnych interesów” się zmienia. – Integracja europejska jest dziś tak mocno zaawansowana, że np. ewentualny potężny atak na Polskę naruszyłby żywotne interesy Francji – uważa Fayet.
Jej zdaniem Macron wyraźnie zaprasza partnerów europejskich do nowego dialogu strategicznego. Teraz wszystko zależy od tego, jak tę propozycję przyjmą inne kraje.
Oby nas nikt nie zbombardował, bo w schronie zmieści się 4 procent Polek i Polaków. Obrona cywilna nad Wisłą nie istnieje
– Należy się cieszyć, że w Polsce i Niemczech zaczęła się debata o odstraszaniu. Wyobrażam sobie, że polski rząd mógłby zaproponować odwiedzenie francuskich baz jądrowych. Idąc dalej, np. polskie lotnictwo mogłoby wziąć udział we francuskich ćwiczeniach obrony jądrowej. Chodzi zatem o obustronne działania – mówi Fayet.
Inni znani francuscy eksperci – jak Camille Grand, były wiceszef NATO – uważają, że odstraszanie jądrowe na skalę Europy będzie możliwe dopiero przy ścisłej współpracy w tej dziedzinie dwóch krajów kontynentu mających broń atomową, czyli Francji i Wielkiej Brytanii. A do tego jeszcze daleko.
KWESTIA UŻYCIA rodzimego arsenału jądrowego w obronie innych krajów budzi we Francji opory. Dwie główne siły opozycji w parlamencie – nacjonalistyczna partia Le Pen i radykalnie lewicowa Francja Nieujarzmiona Melenchona – zarzucały niedawno Macronowi, że chce oddać Europie kontrolę nad francuskim atomem (co wynikło z niedokładnego cytowania jego słów w Sztokholmie).
Kluczowe jest to, że według konstytucji tylko prezydent Francji może podjąć decyzję o użyciu jej broni jądrowej. To on ostatecznie definiuje, co leży w żywotnym interesie państwa. Stąd pytanie: co będzie, jeśli w 2027 r. wybory prezydenckie wygra Marine Le Pen, znana z proputinowskich, antyunijnych i antynatowskich poglądów? W takiej sytuacji ambitny projekt rozszerzenia francuskiego parasola jądrowego raczej nie byłby już aktualny.