Co ja mogę

Skupianie się na słomkach i foliówkach może być największym błędem w walce z katastrofą klimatyczną. Ale to nie znaczy, że jednostki są bezsilne.

05.07.2021

Czyta się kilka minut

 / JOANNA RUSINEK
/ JOANNA RUSINEK

Gdy przed trzema laty CBOS pytał Polaków o największe zagrożenia wynikające z rozwoju cywilizacji, 75 proc. osób wskazało na „zanieczyszczenie środowiska”. Na „zmiany klimatu” – 37 proc. Zuzanna Legan byłaby w tych trzydziestu siedmiu. Ma 25 lat, pochodzi ze Szczecina, studiuje na Uniwersytecie Warszawskim. Pisze wiersze i fotografuje. Chciałaby podróżować, a kiedyś zamieszkać w domu za miastem i mieć psa.

A jednak rzadko myśli o przyszłości. Daty takie jak 2030 czy 2050 przestały się jej kojarzyć z dorosłością i planami. Stały się progami wyczerpania, limitami wytrzymałości.

– O zmianach klimatycznych zaczęłam na poważnie myśleć trzy lata temu, kiedy powszechny stał się komunikat: „sytuacja jest poważna” – mówi. – Na początku szukałam prostych rozwiązań. Ze wstrętem patrzyłam na plastik, torebki w sklepach, słomki. Ze łzami w oczach śledziłam kampanie o uduszonych ich resztkami żółwiach.

Zuzanna Legan nie była jedyna. Trzy lata temu o stan środowiska naturalnego w kraju obawiało się 68 proc. Polek i Polaków. Pięć lat temu, według tego samego badania – tylko 45 proc. Ten szybki wzrost zbiegł się z długotrwałą suszą, kolejnymi rekordami temperatur, wycinką w Puszczy Białowieskiej, a zwłaszcza – nagłośnieniem problemu smogu w polskich miastach.

– W kawiarni, którą prowadziliśmy z rodziną, zorganizowaliśmy Wielkie Sprzątanie – wspomina Legan. – Na krótkim kawałku plaży zebraliśmy ponad 500 litrów śmieci. Później zamieniliśmy plastikowe słomki na papierowe, chociaż te, które zostały po poprzednim sezonie, walały się po magazynie. Papierowe kubeczki na wynos i drewniane łyżeczki oczyszczały mi i klientom sumienie. Ale były też masy opakowań, których musieliśmy używać. Omijałam wzrokiem kolorowe, niepotrzebne nikomu do życia produkty, sprzedawane kilka metrów obok. Ja byłam „po dobrej stronie”.

Udany recykling

Slogany i hasła mają tym mniej pokrycia w rzeczywistości, im częściej są powtarzane. „Być po dobrej stronie”. „Ratować planetę”. „Być eko”.

To ostatnie wpisuję w wyszukiwarkę. Wyniki: „Ekologiczne życie w 2021 r. – kompletny poradnik” (napisany dwa lata temu), „25 prostych sposobów na ekologiczne życie”, „61 sposobów, aby stać się bardziej ekologicznym”, „120 sposobów na bardziej ekologiczne życie”. Wszystkie rady są podobne. „Segreguj śmieci”. „Nie bierz foliówek”. „Nie marnuj jedzenia”. „Jedz mniej mięsa”. „Zamontuj w kranie perlator”. „Zakręcaj wodę i gaś światło”. „Nie miej dzieci” (w bardziej radykalnych tekstach). Jak lista zadań w grze komputerowej.

Wszystkie dostępne obecnie dane naukowe wskazują na to, że katastrofa klimatyczna została wywołana przez działalność człowieka i że będzie miała fatalne konsekwencje. Konsekwencje, które obserwujemy już dziś, i to tuż za naszymi granicami. 24 czerwca w nawałnicy na Morawach zginęły trzy osoby, a wiatr wiał z prędkością 300 kilometrów na godzinę (nasilenie się ekstremalnych zjawisk pogodowych jest bezpośrednią konsekwencją zmian klimatu). Dostrzegamy zagrożenie. Ale rozwiązania, na których się koncentrujemy, nie mogą pomóc, bo większość z nich jest daleko od właściwego problemu.

Przykład? Najpopularniejsze działanie proekologiczne, czyli segregacja śmieci (deklaruje je 95 proc. Polaków). Trochę się przy tym okłamujemy. Albo raczej: nas okłamano.

– Powiedziano nam, że jeśli posegregujemy, to będzie dobrze – mówi Michał Paca, ekspert ds. gospodarki odpadami, autor bloga Sortownia Opinii. – Więc dumamy nad każdym papierkiem, zamiast skupić wszystkie siły na jednym: żeby produkować mniej śmieci, bo za chwilę w nich utoniemy. W posegregowanych czy nie, to ma trzeciorzędne znaczenie.


CZYTAJ TAKŻE

PIERWSZY KONIEC ŚWIATA. ROZMOWA Z MAGDALENĄ BUDZISZEWSKĄ, PSYCHOLOŻKĄ: Osoby w żałobie klimatycznej często mówią, że straciły wiarę w ludzkość. A ja myślę, że może to dobrze >>>


W 1975 r. Europejska Wspólnota Gospodarcza, poprzedniczka Unii Europejskiej, uznała, że głównym celem gospodarki odpadami jest zmniejszenie ich ilości. Skuteczny recykling był dopiero trzecim filarem dyrektywy 75/442/EWG. Ale do dziś jest jedynym, dla którego wyznaczono jakiekolwiek mierzalne cele.

Michał Paca: – Niech ten system istnieje, skoro go z takim trudem zbudowaliśmy. Sortowanie u źródła oczywiście wspiera recykling. Najważniejsze w Polsce jest zbieranie bioodpadów, bo stanowią aż 30 proc. śmieci. Umiemy też przetwarzać szkło i metal. Papier – tylko jeśli jest czysty, niepomalowany, suchy. Plastik? Nie istnieje recykling plastiku rozumiany jako ponowne użycie produktu czy materiału w tej samej roli, czyli gdy z butelki PET robimy butelkę PET. To dzieje się najwyżej raz i to w stosunku do ułamka tych butelek. Dzisiaj umiemy taką butelkę przetworzyć i zrobić z niej np. dywan albo polar, który za kilka lat i tak wyląduje na wysypisku.

Ekspert wskazuje na fakt, że unijne cele recyklingu są wyrażone w procentach, nie zaś wartościach bezwzględnych, a to nie motywuje do zmniejszania ilości odpadów. W 2019 r. statystyczny Polak wyprodukował 336 kg śmieci. Średnia w UE to 502 kg, a mniej od nas wyrzucają tylko Rumuni. Problem w tym, że będąca na ostatnim miejscu w rankingu Dania (844 kg śmieci) równie łatwo może spełnić unijne cele recyklingu.

– Ten system został stworzony po to, żeby producentom było łatwo transportować i sprzedawać – tłumaczy Paca. – Nie muszą po sobie sprzątać, bo my zrobimy to za nich nad odpowiednim koszem na śmieci. Poświęcamy energię na zastanawianie się, czy lepiej tetrapak, czy plastikowa butelka, zamiast skupić się na ograniczaniu ilości odpadów. To tak jakbyśmy na skali od 0 do 100 zawiesili się tylko w przedziale między 0 a 10. Wysyłamy przez pół świata bezwartościowe butelki, żeby ktoś je spalił, a w statystykach piszemy, że to był udany recykling.

Zrób to sam

Przeczytałem „120 sposobów na bardziej ekologiczne życie” i inne podobne artykuły. Dowiedziałem się, na jaką temperaturę ustawić lodówkę albo że nie powinienem mieć dywanów – za to koniecznie gąbkę do naczyń z ogórecznika morskiego. Niektóre z rad są cenne, inne niemądre – jak korzystanie z bawełnianych „eko” toreb, które rozdaje się jako gadżet na imprezach firmowych. Każdej z nich trzeba by użyć kilkaset razy, by zwrócił się środowiskowy koszt jej produkcji. Podobnie jest ze wszystkimi „ekogadżetami” – najbardziej eko jest ten produkt, który już masz i nie musisz kupować.

Prawie wszystkie porady zachęcały, żebym zrobił coś sam. Szukamy indywidualnych rozwiązań globalnego problemu – i to być może nasz największy błąd w myśleniu o katastrofie klimatycznej.

30 czerwca Kacper Ropka, 19-latek z Krzeszowic w woj. małopolskim, usmażył jajecznicę kładąc patelnię na ­rozgrzanej płycie tamtejszego rynku, na którym ostało się ledwie kilka drzew. Takich „zrewitalizowanych” betonem pustyń są w Polsce tysiące, a tworzące się dzięki nim wyspy ciepła już zwiększają śmiertelność wśród osób starszych. Receptą byłoby lepsze planowanie przestrzenne, uwzględniające potrzebę zieleni w miastach.

Mimo to ciągle słyszymy o naszej osobistej odpowiedzialności. Kolejne organizacje udostępniają kalkulatory śladu węglowego. Możemy wyliczyć, jak bardzo szkodzimy planecie, jak bardzo jesteśmy źli.

– Po pewnym czasie przywarła do mnie łatka „ekolożki”, jakby to było hobby – wspomina Zuzanna Legan. – Zaczęłam dostawać wielorazowe butelki na urodziny i prezenty w papierowych torebkach na święta. Niektórzy bali się przy mnie jeść mięso albo wziąć foliówkę w sklepie.

Czytała książki i oglądała filmy na temat zmiany klimatu. Coraz trudniej było jej myśleć i zajmować się czymkolwiek innym. By być bliżej nauk przyrodniczych, poszła na studia interdyscyplinarne.

– Nie stałam się aktywistką ani głosicielką „prawdy”, więc z mojej wiedzy na pewno nie ma wielkiego pożytku. Wykład o torfowiskach czy film o tamach wodnych inspirowały mnie do pisania wierszy, ale nie nawodniłam żadnego terenu, nie zburzyłam ani jednej tamy – mówi Zuzanna. Do dziś wspiera organizacje pozarządowe. Dlaczego do żadnej nie dołączyła? Odpowiada, że chyba brak jej odwagi. Podziwia ludzi, którzy nadal wierzą, że zmiana jest możliwa.

Słowo ze Szwecji

– Nie da się żyć „ekologicznie”, bo samo życie ludzkie nie jest już ekologiczne – dodaje Zuzanna. – Wszystko, co ukształtowało mnie, jako osobę, powstało jako kampania marketingowa. Liczą się zawsze zysk i postęp, choćby po trupach. Teraz hasło „bycie eko” kojarzy mi się z reklamą szamponu w zielonym opakowaniu.

Zmaganie się w pojedynkę z katastrofą klimatyczną nie tylko jest nieskuteczne, ale też obciąża zdrowie. Coraz częściej stanowi przyczynę stanów lękowych i depresyjnych. A także wprowadza niepotrzebne podziały i stereotypy – na przykład ten, że ludzie „eko” to głównie młodzi z dużych miast. Ostatnie badanie European Climate Foundation pokazuje, że ze zdaniem „skutki zmian klimatu mogą być katastrofalne dla człowieka” najczęściej zgadzają się w Polsce osoby starsze niż 60 lat (ponad 80 proc.). W grupie wiekowej 25–34 lata to tylko 52 proc. Starsi są też bardziej gotowi do podjęcia działań.

Spychanie odpowiedzialności na jednostkę staje się problemem, gdy ta nie wywiązuje się ze swoich „ekologicznych obowiązków”. A wywiązać się nie sposób, bo wszystko, co robimy, niesie koszt dla środowiska. Sam fakt, że żyjemy w rozwiniętym kraju, oznacza, że Polska emituje 8,8 tony dwutlenku węgla na mieszkańca rocznie (dla porównania Indie: 1,9 tony). Łatwo o poczucie bezradności.

Albo o poczucie winy, które doczekało się już swojego słownika. Jako pierwsze trafiło do niego słowo flygskam, czyli po szwedzku „wstyd przed lataniem”. Chwilę później doszło eco-shaming (eko-zawstydzanie).

– Shaming to obwinianie człowieka za coś, co jest naszym wspólnym zaniedbaniem – mówi Michał Paca. – Mogę opowiedzieć, o co się troszczę, czego chcę na świecie i jak ważne jest z tej perspektywy ograniczenie produkcji mięsa. Ale jeśli powiem komuś, że jest współsprawcą „holokaustu zwierząt”, bo kupił dziecku kurczaka, przekreślam kontakt między nami. I nie mam co liczyć na zmianę.

– Nic nie osiągnę pouczając i robiąc wykłady, które im bardziej są naukowe, tym mniej zrozumiałe – dodaje Zuzanna Legan. – Z nikim nie porozmawiam przez zamknięte drzwi. Nawet z moją rodziną. Moja babcia wywiesiła ostatnio kartkę obok śmietnika, żeby sąsiedzi nie wyrzucali odpadów bio w plastikowych torebkach. Jestem z niej dumna. To, że to może być za mało, wydaje mi się krzywdzące wobec jej intencji.

Płaszcz z sieciówki

Anna Pięta pierwszy raz weszła do sklepu H&M 19 lat temu. To było w Nowym Jorku i myślała, że się popłacze ze szczęścia. W rodzinnym Płocku chodziła głównie do lumpeksów. Kupiony wtedy płaszcz nosiła przez następne 10 lat. Dwanaście lat temu założyła własny sklep ­vintage, a później wraz ze wspólniczką wymyśliły targi, które po kilku latach stały się jedną z największych imprez modowych w Polsce – HUSH Warsaw.

– Dla mnie momentem zwrotnym był film „True Cost”, dokument o tzw. szybkiej modzie. Za pierwszym razem obejrzałam go jako ciekawostkę – wspomina. – Kiedyś nie miałam ani pół milimetra świadomości, nawet zachwycałam się sieciówkami. Za drugim razem film położył mnie na łopatki. Zrozumiałam, że nie wiemy nic o własnych ubraniach.


KATASTROFA KLIMATYCZNA. CZYTAJ WIĘCEJ W SERWISIE SPECJALNYM


Ostatni HUSH Warsaw odbył się w 2017 r. W styczniu 2018 r. Anna Pięta wrzuciła na Instagram pierwszy post o tzw. świadomej modzie.

– Jestem maksymalistką. Wszystko co czuję, robię na całość. Byłam więc radykalna. „Mesjaszowałam”. Pozbyłam się mnóstwa ubrań, znajomym wywróciłam szafy do góry nogami, przez ponad rok nie latałam samolotem. Na imprezie wystarczyło nacisnąć guzik i zaczynałam opowieść o ciemnej stronie mody. O wykorzystywaniu pracowników, o beznadziejnej jakości, o tym, że w tkaninach są kancerogenne barwniki, ale tylko w Kalifornii dowiesz się tego z metki, bo tylko tam prawo tego wymaga – opowiada.

Trzy lata później Anna Pięta prowadzi podkast MUDA Talks o ekologii, ekonomii cyrkularnej i aktywizmie. Mówi, że skupia się na dostarczaniu wiedzy, a „mesjaszowanie” sobie odpuściła.

– Mam ochotę zrobić na Instagramie cykl: „W czym wam nie doradzę?”. Mam dość ekoinfluencerów różnej maści, cioć i wujków „dobra rada”, którzy wszystko wiedzą najlepiej; co kupować, na kogo głosować, z kim się kochać i jakie podpaski nosić. Kiedyś łykałam to wszystko jak pelikan i sama to ludziom robiłam. Dzisiaj skupiam się na komplikowaniu pytań. Bo proste odpowiedzi już były i doprowadziły nas oraz planetę na skraj wycieńczenia – mówi.

Wśród wielu ekologicznych wyliczeń i rad często można znaleźć jedną radykalną: nie miej dzieci (bo to duży ślad węglowy).

– Kiedyś sama byłam antynatalistką – mówi Anna. – Dzisiaj myślę: kim jestem, żeby powiedzieć: „nie możesz mieć dzieci, bo niedźwiedzie polarne umrą”? Nie mam prawa, sama jestem czyimś dzieckiem. Ale dziś mam raczej lęk przed zostawieniem małego człowieka w świecie, w którym temperatury w cieniu dochodzą do 45 stopni, jak ostatnio w Kanadzie.

Anna coraz częściej wycofuje się z dyskusji. Ma dość obwiniania siebie i innych o wszystko: – Boże, chroń mnie przed ludźmi, którzy mają rację. Nie palę węglem, nie latam co miesiąc samolotem, ale to wieczne zawstydzanie mnie wkurza. Na grupie zero waste widzę setki komentarzy o tym, co zrobić z potłuczonego talerza. Albo z tubki po soczku dla dziecka. Tracimy energię w momencie, w którym cały nacisk powinien iść na korporacje i rządy. Biczujemy się za małe wybory, a Bill Gates w tym czasie pisze książkę „Jak uratować świat”. Co zrobić z tubką po soczku? Nic, do cholery. Po prostu wyrzuć to i nigdy więcej nie kupuj, a teraz razem pomyślmy, jak zrobić lepszy świat.

Kto jest winny?

„Ludzkość”, odpowiadamy najczęściej. „Politycy i korporacje”, dodajemy czasem i mamy dużo racji.

Weźmy emisje dwutlenku węgla. Rozwinięta Europa produkuje go cztery razy więcej niż trzykrotnie większa Afryka. Ale główną osią podziału wcale nie jest geografia, tylko pieniądze. Według raportu organizacji Oxfam 1 proc. najbogatszych jest odpowiedzialny za emisję ponad dwukrotnie większej ilości dwutlenku węgla niż uboższa połowa ludzkości. Dane dotyczą lat 1990–2015.

Pięć firm o największej emisji dwutlenku węgla na świecie to: Saudi Aramco, Chevron, Gazprom, Exxon­Mobil i National Iranian Oil. Pierwsza dwudziestka tego rankingu jest odpowiedzialna za 35 proc. dwutlenku węgla i metanu wyemitowanego od 1965 r.

Pięć firm produkujących najwięcej plastiku (według audytu Break Free From Plastic): Coca-Cola (około 200 tys. plastikowych butelek na minutę), PepsiCo, ­Nestlé, Unilever i Mondelez International (właściciel m.in. marki Milka).

Oczywiście, korporacje produkują to wszystko dla nas, ale robią to na wygodnych dla siebie warunkach. Chętnie za to pokazują nam zielone, zatroskane o losy planety oblicze. Fałszywy marketing ekologiczny, czyli greenwashing, to dzisiaj prawdziwe pole minowe. Pewien wielki koncern spożywczy w ramach akcji promocyjnej wysyłał dziennikarzom, firmom i NGO puste plastikowe butelki z listem, który zachęcał, żeby wyrzucili je do właściwego pojemnika.

– My produkujemy, jak chcemy, a ty, kliencie, posegregujesz naszą butelkę. W zamian opowiemy ci bajkę o tym, że z 40 takich butelek można zrobić jeden polar. Albo dywan. W Polsce jest sprzedawanych 8 miliardów butelek PET rocznie. Gdybyśmy przetworzyli wszystkie, zrobimy 200 mln polarów, po 5 dla każdego Polaka – mówi Michał Paca.

– To znowu jest obrzucanie jednostki odpowiedzialnością – stwierdza Anna Pięta. – Masz nie słyszeć reklam, które cię bombardują, nie widzieć szyldów, promocji, czarnych piątków. Ale tu akurat uważam, że warto próbować. Wytykać greenwashing, nie dać się nabrać i nie kupować.

W 2010 r. koncern BP doprowadził do jednego z największych wycieków ropy w historii. Dziewięć lat później ruszył z ekologiczną kampanią marketingową. Uruchomił kalkulator śladu węglowego i zachęcał do wyznaczenia sobie nowego celu dla ratowania planety. Na Twitterze wpis BP skomentował publicysta Andrew Henderson: „Przyrzekam, że nigdy nie wyleję 4,9 miliona baryłek ropy do Zatoki Meksykańskiej”.

– Mamy tendencję do szukania prostych rozwiązań – mówi Anna Pięta. – Ludzie mają pretensje do Grety Thunberg, że nie ma pomysłu na zmianę świata. Jaki 18-latka ma obowiązek, żeby mieć na to pomysł? To panowie podobni do Gatesa czy Bezosa powinni się tym zająć.

Na początku 2020 r. Jeff Bezos oświadczył, że przeznaczy 700 tys. dolarów na pomoc w ratowaniu Australii zmagającej się z ogromnymi pożarami. To tak jakby osoba mająca na koncie 100 tysięcy złotych wsparła Australię kwotą 60 groszy. Szefowi Amazona udało się za to w roku 2007 i ponownie w 2011 nie zapłacić ani centa federalnego podatku dochodowego.

Budowanie poparcia

Bez głębokich systemowych zmian nasze nawet największe starania i wyrzeczenia nie pomogą planecie, a nas będą kosztowały dużo zdrowia i napięć. Ciężko też uciekać w często powtarzaną frazę o „zniszczeniu kapitalizmu”, bo nie widać żadnej rozsądnej propozycji, czym mielibyśmy go zastąpić. Chodzi raczej o to, by ratowanie planety zaczęło się opłacać.

Niektóre rozwiązania już działają. Od marca 2021 r. obowiązuje w Polsce tzw. „prawo do naprawy”. Producenci sprzętów AGD i RTV muszą zapewnić dostępność części zamiennych przez 7 do 10 lat po zakończeniu produkcji ostatniej partii. Inne to dopiero propozycje.

– Według mnie niezbędny jest jeden ruch – mówi Michał Paca. – Musimy zacząć płacić za odpady wtedy, gdy je tworzymy. To znaczy w sklepie. To wtedy musimy mieć motywację do ich ograniczenia. Dzisiaj płacimy gminie na koniec miesiąca i narzekamy, że tak drogo. A gdybyśmy zamiast tego dopłacali 50 groszy do każdego jednorazowego opakowania? Na paragonie mielibyśmy „opłata śmieciowa”. Wtedy cały nasz model robienia zakupów by się zmienił, sklepy też musiałyby się do tego dostosować. Opłacałoby się przyjść z własnym pudełkiem na ser i wędlinę. Tylko wtedy uda nam się zmniejszyć ilość śmieci.

Kolejnych wyzwań nie brakuje: transformacja energetyczna, dostosowanie planowania przestrzennego i gospodarki wodnej (susza jest piątym najważniejszym problemem Polski na najbliższe lata według sondażu European Climate Foundation), zrównoważona produkcja żywności. Budowanie poparcia dla dobrych rozwiązań, czy to podczas protestów (badania naukowe wielokrotnie potwierdziły skuteczność protestów ulicznych), w miejscu pracy, czy przy rodzinnym obiedzie, będzie skuteczniejsze niż tropienie plastikowych słomek.

Chora mama

Na czym zatem powinna polegać nasza indywidualna, codzienna odpowiedzialność za planetę?

Michał Paca: – Może to zaskakujące, ale kluczowa odpowiedzialność leży w rozwoju duchowym. Musimy się nauczyć żyć bardziej, mając mniej. Dzisiejsza rzeczywistość za wszelką cenę nie chce, żebyśmy przestali być klientami.

Anna Pięta: – Jedno słowo: umiar. Żebyśmy nie mylili wolnego rynku z wolnością. Na przekór światu, który kiedyś serwował nam 4 kolekcje ubrań w ciągu roku, a dzisiaj 45, wolności trzeba szukać zupełnie gdzie indziej niż w portfelu i galerii handlowej: w kraju, na podwórku, na planecie.

Zuzanna Legan: – Pewien pisarz namawiał, aby pomyśleć o Ziemi jak o matce, która jest chora lub umiera, i żeby się zastanowić, jak chcielibyśmy spędzić te ostatnie chwile, które z nią mamy. Pomyślałam o tym, jak często decydowanie się na eksperymentalne terapie czy obrażanie się na śmierć oddala nas od prawdziwego spotkania z osobą, która odchodzi. Warto być świadomym, że to człowiek jest przyczyną tej sytuacji, ale czy za hasłem „człowiek” stoi równo rozłożona odpowiedzialność?

Nie, ta odpowiedzialność nie jest rozłożona po równo. Nie oznacza to, że nasze codzienne wybory są pozbawione znaczenia. Na zmiany systemowe nie trzeba czekać bezczynnie. Warto szukać wiedzy, swojego wpływu we wspólnocie i sposobów nacisku na polityków czy korporacje, zamiast liczyć foliówki i czytać kolejne porady. Troska o planetę to nie gra z listą zadań. Jeśli tak ją potraktujemy, dostaniemy grę, w którą możemy tylko przegrać. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter „Tygodnika Powszechnego”, członek zespołu Fundacji Reporterów. Pisze o kwestiach społecznych i relacjach człowieka z naturą, tworzy podkasty, występuje jako mówca. Laureat Festiwalu Wrażliwego i Nagrody Młodych Dziennikarzy. Piękno przyrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 28/2021