Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Można powiedzieć, że działamy w „mgle wojny”. Wydaje się, że mimo całkowitej utraty kontroli nad sytuacją w pierwszym miesiącu, do dzisiaj udało się Chinom nad nią zapanować. Z danych na 8 marca wynika, że Chińczyków zachorowało ponad 80 tysięcy, ale zdrowych jest dzisiaj 57 tysięcy spośród nich. Jako państwo autokratyczne i policyjne mogli zastosować bardzo radykalną terapię opartą na restrykcyjnej izolacji obszarów i osób. Poradziły sobie także Singapur i Hongkong. W obu tych krajach liczba chorych od półtora miesiąca wzrosła do około 150 osób, a połowa z nich już wyzdrowiała. W przeciwieństwie do Chin państwa te określane są w Democracy Index jako „niestabilne demokracje”. Ale każdy, kto oglądał zdjęcia z zeszłorocznych protestów w Hongkongu, wie, że może jest to formalnie demokracja, ale też państwo policyjne. Oczywiście przykład Iranu pokazuje, że autokracja może sobie z epidemią nie poradzić. Wydaje się, że ważniejsze mogą być czynniki dotyczące sprawności państwa i akceptacji reguł w nim obowiązujących przez obywateli.
Czytaj także: Paweł Bravo: Państwo w czasach zarazy
Czy liberalne demokracje, w których epidemia dopiero się zaczyna, poradzą sobie z nią sprawnie? Przykład włoski nie napawa optymizmem. Wymowna jest sytuacja z ostatniego weekendu, gdy rząd śladem Chin wprowadził kwarantannę w północnej części kraju. Jednak informacja ta wyciekła kilkanaście godzin wcześniej i znacząca liczba obywateli uciekła na południe. Nawet Francja i Niemcy radzą sobie dużo gorzej niż Singapur i Hongkong. Liczba chorych przekroczyła tam tysiąc osób, a tempo jej przyrostu nie zwalnia.
Rozważając oczywiste pytanie, jak poradzimy sobie w Polsce, trzeba zacząć od odpowiedzi, czy jako społeczeństwu i państwu bliżej nam do Włoch lub Iranu, czy do Chin i Singapuru.
Autor jest twórcą bloga dotyczącego analizy i wizualizacji danych OpowiaDane.com